piątek, 12 kwietnia 2019

moja Bezpieczna Przystań

Moja pierwsza Znajomość z L. miała miejsce w niezwykle barwnych okolicznościach – jesiennych, choć mocno rozleniwionych letnim słońcem. Spędziłam tutaj prawie całe dwa dni, jednak – wciąż mam nieodparte wrażenie, że zobaczyłam wtedy zaledwie namiastkę tego, co oferuje ta urokliwa wieś, wygodnie usadowiona w Małopolsce.

Miałam już jednak jako-takie pojęcie, gdzie jest rynek, gdzie można dobrze zjeść – czyli u Dominiki oczywiście – i w jakich miejscach szukać noclegu. Pierwszym moim typem był, jak może Ktoś słusznie podejrzewa - Leśny Ogród.
Nie zamierzam ukrywać, że moje pierwsze zadanie w ramach współpracy przy projekcie „Rok w Lanckoronie” – czyli redakcja wywiadu z Renatą i Frankiem – doprowadziło mnie do konkluzji, że bardzo chcę poznać Bohaterów tej rozmowy. Niestety szybko okazało się, że uprzedziła mnie grupa joginów, zajmując wszystkie dostępne w pensjonacie pokoje. Cóż, jak widać tym razem miałam obejść się smakiem – a ostrzyłam sobie ząbki zarówno na kuchnię wegetariańską, jak i tajemniczo dla mnie brzmiące ‘masaże ajurwedyjskie’. Może innym razem ...

Po dość długich poszukiwaniach – nie sądziłam, że tyle zorganizowanych grup w tym czasie będzie się kręciło w okolicy – pewna Dobra Dusza z lanc-KORONY doradziła, aby zadzwonić do pensjonatu o nazwie „Agroturystyka AGA”.
Los mi chyba nawet sprzyjał, ponieważ trafiłam pod skrzydła Cudownej Kobiety, od zawsze związanej właśnie z Lanckoroną. Pierwsze moje wrażenia?

Bardzo pozytywne – o czym chyba świadczą poniższe zdjęcia, choć … dość trudno tak bez stabilnego oparcia zachować ostrość.



Wchodzących przez małą sień Gości wita przestronna i widna kuchnia – a w oknie można dostrzec taki oto list:


Gdy natomiast już zawędrowałam na to swoje drugie piętro – spoko, nabrałam kondycji, przemykając po schodach GG PW – i otworzyłam drzwi … oniemiałam z zachwytu. A po chwili byłam skłonna zawisnąć na szyi uroczej Gospodyni, wyrażając w ten sposób swoją ogromną Radość.
Przyznacie sami, że w takim pokoiku od pierwszej chwili można się zadomowić.





I to właśnie uczyniłam, biorąc w posiadanie tą przestrzeń na najbliższe dwa dni. Byłam tak podekscytowana faktem, że znowu zawitałam do L., że długo nie mogłam zasnąć. Widoki z okna – nawet w nocy – urzekały swoim spokojem i pięknem.




Poranek sobotni zdecydowanie wstał lewą nogą i od samego początku dnia był naburmuszony.


Mnie jednak to zupełnie nie przeszkadzało, choć bez kawy nie zamierzałam nigdzie wychodzić. Miałam obawy, czy przypadkiem ten obniżający się drastycznie poziom kofeiny nie przeszkodzi mi w realizacji założonych planów. W kuchni Pani Stasi zabawiłam dłużej, niż założyłam. I nie chodziło tylko o to, że musiałam zaczekać, aż zagotuje się woda.
Mój wzrok przyciągnęły urocze akcesoria, dodające rodzinnego charakteru tej części domu.





Prawie zapomniałam o kawie, po którą przyszłam. I doszła jeszcze do tego niezwykle wciągająca pogawędka z Gospodynią. Ależ potrafi cudownie opowiadać o swojej rodzinnej wsi, jej historii oraz ludziach. Tak się zasłuchałam, że omal nie spóźniłam się na spotkanie z Małgosią i Anią.
Oj, byłoby czego żałować …
Dyscyplinowałam się zatem, bo we włosy zaplątały mi się te dwa słowa:
muszę ZOBACZYĆ tego dnia, jak najwięcej.

Jak myślicie? Udało mi się zrealizować ten poniekąd ambitny plan?
 - Hmmm … może za jakiś czas zechcę obdarować Cię, Miły Czytelniku kolejną „Wiosenną Opowieścią Lanckorońską”.
Zachęcam - zostań ze mną tutaj. Możesz też odwiedzić mnie w innej ulubionej przestrzeni.
 – Mam nadzieję … Do Zobaczenia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz