Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wystawa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wystawa. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 grudnia 2018

Młodzieńcze wizje

Są takie wydarzenia, które na trwałe wpisały się już w warszawski klimat kulturalnych eventów.
Do takich właśnie należy m.in „Targowisko sztuki”, które – jak można wyczytać na dedykowanej stronie – powstało 10 lat temu jako spontaniczna akcja studentów i absolwentów Akademii Sztuk Pięknych. Celem jest prezentacja najnowszych trendów w sztuce współczesnej oraz oczywiście promocja młodych talentów. Podczas imprezy można zobaczyć prace z obszaru malarstwa, grafiki, plakatu, czy nawet rzeźby.

Może wstyd się przyznać, ale ja znalazłam się tam po raz pierwszy.
Informacja o tym wydarzeniu dotarła do mnie oczywiście znowu dzięki Znajomym. I choć nadal ani za miłośniczkę, ani znawczynię sztuki się nie uważam, to ponownie ciekawość nie pozwoliła mi usiedzieć w domu.

I tak oto w grudniowe niedzielne przedpołudnie znalazłam się w Arkadach Kubickiego. Różnorodność prezentowanych technik i motywów była dość zaskakująca. Moją uwagę na samym wstępie przykuły obrazy pewnej studentki trzeciego roku – pani Róży. Z pewnością odznaczały się na tle innych dzieł, zarówno kolorystyką, jak i pomysłem połączenia materiałów.





Na dłużej przystanęłam także przy pracach malarki zauroczonej okolicami Mazowsza oraz zimowych i wczesnowiosennych krajobrazów. Niezwykle spodobał mi się obraz, który zaprezentowała na jednej z wystaw w Belgii.



Pani Misia Łukasiewicz przyznała w rozmowie, że tworzy głównie o takich porach roku. W poszukiwaniu inspiracji postanowiła nawet pojechać do Kanady i na Alaskę, gdzie powstał m.in. ten obraz



Spodobały mi się także prace pani Pauli Dudek. Pod koniec listopada otworzyła w Warszawie wraz ze swoimi koleżankami własne studio. Nie mogłam być na inauguracji – choć te wierszowane posty w dedykowanym wydarzeniu niezwykle mnie zachęcały, aby zarówno poznać osobiście ich Autorkę, jak również zobaczyć efekty twórczości. Tym bardziej ucieszyło mnie zatem to niespodziewane spotkanie w niedzielę i możliwość krótkiej rozmowy. A mój wzrok przykuły głównie takie ilustracje





Kolejne „Targowisko sztuki” ma odbyć się pod koniec stycznia 2019. Muszę ZOBACZYĆ, co wtedy zaprezentują młodzi Artyści. A Wy?



niedziela, 18 listopada 2018

Sztuka patrzenia

Nie wiem jak w innych miastach, ale w Warszawie ten piątkowy (16 listopada 2018), wieczór nie przypominał już w niczym tych wcześniejszych. Pogoda zrobiła się typowo późno-jesienna, a temperatura na dworze zmuszała do szczelniejszego zapięcia okryć wierzchnich. Powietrze falowało gniewnie pod nagłymi podmuchami wiatru, przenikając na wskroś.
Dlaczego zatem zdecydowałam się wyjść jednak z domu? Ja, taki okropny zmarzluch?

Dowiedziałam się bowiem od Joli z Zagrody Ławeczki o wydarzeniu, którego bohaterem miał być pewien Interesujący Człowiek. Słyszałam o Nim trochę i widziałam Jego niektóre prace w internecie. Nie to jednak było głównym powodem mojej chęci poznania Go osobiście i ujrzenia na własne oczy tworzonych przez Niego dzieł. Ktoś powie, że podeszłam do tematu zbyt emocjonalnie. Może i tak, ale… któż mi tego zabroni?

Krzysztof Ludwin – bo właśnie o nim mowa, kojarzył mi się z pewną uroczą wsią w Małopolsce, w której zostawiłam skrawek swojego serca. Czy może zatem dziwić, że chciałam poznać człowieka, który tak cudownie przedstawiał na swoich akwarelach zakątki, które miałam okazję ujrzeć podczas mojej pierwszej – i mam nadzieję, że nie ostatniej – podróży do L? Tytuł wernisażu „Nerwowy ekspresjonizm” był dodatkową zachętą i choć na malarstwie specjalnie się nie znam, postanowiłam sprawdzić czy mój zmysł wzroku zostanie w jakiś sposób poruszony. Szczególnie, że dawno nie miałam okazji oglądać obrazów.

Miejsca wydarzenia nie znałam, choć okolice Alei Jerozolimskich nie są mi obce. Po przekroczeniu otwartej bramy prowadzącej na wewnętrzne podwórko odniosłam wrażenie, jakby wieczorny mrok zdecydowanie złagodniał. I nie była to wyłącznie zasługa zapalonych w Galerii świateł, przebijających przez duże okna. Z wnętrza biła jakaś dobra energia, która zachęcała do wejścia, niemal przyciągała.



Z wielką ochotą zatem przekroczyłam próg, by znaleźć się nagle w zupełnie innym świecie. Odurzyła mnie niemal całkowicie gwałtowność kolorów i siła płynąca z wiszących na ścianach obrazów. Odniosłam wrażenie, że każdy z nich przywołuje mnie, abym to na nim w pierwszej kolejności skupiła swoją uwagę.

Wierzcie mi, że byłam w prawdziwej rozterce i pierwsze minuty upłynęły mi na nerwowym rozglądaniu się po sali. Chłonęłam barwy, których intensywność momentami zapierała dech. Potrzebowałam dłuższej chwili, aby odzyskać spokój i podjąć wreszcie decyzję, z jakiego miejsca rozpocznę swoją wędrówkę po miastach widzianych oczyma Krzysztofa. Elementy architektury stanowią bowiem istotny element Jego obrazów.





Zachwyciła mnie nie tylko ta „nerwowa energia” kolorów. W równym stopniu urzekł mnie fakt, że każda z prac kryła w sobie różne zagadki. Stojąc blisko zauważało się masę różnych detali, wśród których przeważały kształty rowerów, parasoli oraz nagle wyłaniających się postaci.





Natomiast oddalając się odkrywało się inne szczegóły. Na tych bowiem – jak zrozumiałam w bezpośredniej rozmowie – budowane są obrazy malowane przez Krzysztofa.





Sam Artysta – zaliczony przez prestiżowy magazyn francuski "Pratique des Arts" do zaszczytnego grona 50 najlepszych współcześnie akwarelistów – okazał się przesympatycznym człowiekiem.
Bez zbędnego patosu opowiadał o swojej twórczości, wplatając w opowieści dużą dozę poczucia humoru.




Z każdym, kto miał ochotę do Niego podejść, wdawał się w pogawędkę, emanując życzliwością i otwartością.
A osób przybyłych na wydarzenie było naprawdę sporo i to w bardzo różnym wieku.





Trudno mi było pożegnać energetyzującą przestrzeń Galerii. Powracałam wielokrotnie do wybranych obrazów - więcej ich tu - na nowo delektując się ich widokiem.

Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przybyć do L. na jakiś plener z udziałem Krzysztofa. Bardzo bym chciała, wręcz… muszę ZOBACZYĆ jak powstają te wszystkie piękne akwarele, które można też podziwiać na stronie Artysty.

[wpis edytowano: 14.04.2019]
informacja: 
prezentowane zdjęcia pozostają własnością ich autora; uzyskano zgodę na ich wykorzystanie we wpisach z 2018 roku (na czas współpracy)


niedziela, 30 września 2018

GDY SIĘ CZEGOŚ PRAGNIE…

Dawno, dawno temu …
Myślę, że spokojnie mogłabym właśnie tak zacząć swoją opowieść. Wszak to było ponad 20 lat temu – choć dziś aż trudno mi uwierzyć, że tyle czasu minęło odkąd osiągnęłam pełnoletność. Wróćmy jednakże do początku, czyli…
Dawno temu w moim życiu pojawił się pewien niezwykły człowiek, który niezaprzeczalnie odcisnął swój ślad na postrzeganiu przeze mnie otaczającego świata. Mogę śmiało rzec, że był pierwszym moim mentorem, tudzież życiowym przewodnikiem. Inspirował, motywował do szukania własnych rozwiązań, wspierał w chwilach zwątpienia. Najbardziej jednak z tamtej znajomości utkwiły mi Jego słowa, które lubił powtarzać. A brzmiały one tak: „Paulina, pamiętaj… jeśli czegoś naprawdę pragniesz – tak z całego serca, to wtedy nawet ściany będą ci pomagać, abyś osiągnęła swój cel…” Niewykluczone, że dla kogoś czytającego te słowa, mogą one brzmieć dziwnie. Ja jednak nie raz przekonałam się, że siła pozytywnego myślenia – gdyż o to tu tak naprawdę chodzi – ma ogromną moc.

Gdy prawie dwa miesiące temu dowiedziałam się, że Marcin będzie miał swój pierwszy wernisaż fotografii, byłam pod ogromnym wrażeniem. Nie rozumiałam jednak, dlaczego zdecydował się zorganizować go tak daleko od Warszawy. Wspominam o tym zresztą tutaj.
Potem wszystko się wyjaśniło – wernisaż był częścią cyklicznego Festiwalu „Romantyczna Lanckorona”, który odbywa się w tym właśnie miasteczku w okolicach Krakowa. Niestety nie mogłam tam pojechać, aby na własne oczy ujrzeć to, co chciał zaprezentować. A nie będę ukrywać, że temat wystawy był intrygujący: „AbstrAKT Namiętności”. Więcej na ten temat można dowiedzieć się stąd.
I chyba wtedy zaświtał mi w głowie dość zwariowany pomysł, aby zorganizować podobne wydarzenie w Warszawie.

Dlaczego określiłam go jako „zwariowany”? Z wielu powodów. Jednym z nich był fakt, że moja znajomość z Marcinem dawno straciła na świeżości – że tak się wyrażę. Od czasów liceum (gdyż właśnie tam się poznaliśmy) minęły ponad dwie dekady i przez te lata prawie w ogóle nie mieliśmy kontaktu. Nic zatem dziwnego, że do mojej propozycji podszedł na początku z dużą nieufnością i nie było łatwo Go przekonać. Po drugie – choć w swoim życiu miałam okazję zorganizować kilka różnych eventów – nie miałam specjalnie doświadczenia w realizacji takich kulturalnych projektów. Zdarzyło się raz coś podobnego, ale było to prawie 8 lat temu. Po trzecie nie mieliśmy z Marcinem ani funduszy, ani koncepcji na miejsce, w którym moglibyśmy zorganizować tego rodzaju wydarzenie.

I tu wracam do znamiennych słów mojego dawnego Mentora. Okazało się bowiem, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to dzieją się niesamowite rzeczy. Nie tylko bowiem ukształtowała się koncepcja, jak bez większych kosztów zaprezentować zdjęcia Marcina. Udało się nam też – przy wsparciu Niezwykłych Ludzi – znaleźć cudowny lokal i w znacznym stopniu wzbogacić początkowy pomysł o kilka dodatkowych atrakcji. I to właśnie mogli zobaczyć Goście, którzy zdecydowali się przyjąć zaproszenie i pojawili się w dniu 27 września 2018 na Żoliborzu na wydarzeniu pt. „Głębia PRZEKAZ-u”.

To było dla mnie wyjątkowe spotkanie. Zyskałam nowe doświadczenia – jako pomysłodawca miałam bowiem okazję nie tylko przywitać przybyłych Gości,




ale także poprowadzić rozmowę z Marcinem na temat prezentowanych fotografii, która miała też na celu lepsze przedstawienie Jego osoby tym, którzy nie mieli okazji wcześniej Go poznać.





Udało się też przygotować kilka atrakcji – jedną z nich była „Czara sukcesu” podarowana specjalnie na to wydarzenie przez mojego Kolegę – Piotra ( generalnie bowiem skupiony jest na innym aspekcie swojego projektu – www.wishjar.pl ).






Pięknie ozdobiona czara zawierała opracowane z wielką starannością motywacyjne cytaty – takie, jak choćby te, którymi podzieliła się ze mną jedna z uczestniczek wydarzenia – Agata:
„Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro” – Jan Paweł II
„Szybko zrozumiałam, że nic, a w szczególności życie, nie jest nam dane na zawsze i jeżeli chcę coś zrobić, to teraz, zaraz, bo jutra może już nie być” – Martyna Wojciechowska

Kolejną atrakcją spotkania był mini koncert gitarowy w wykonaniu naszego Znajomego – Janusza (to m.in. dzięki Niemu dowiedzieliśmy się o cudownym Miejscu Aktywności Lokalnej - w którym zorganizowaliśmy nasze wydarzenie). Zanim jednak Janusz zaprezentował parę swoich piosenek, "odpytał" Marcina ze znajomości sprzętu fotograficznego z dawnych czasów. Też bowiem robi zdjęcia.



A potem zaskoczył wszystkich oprawą swoich występów (strój wędrowca był niesamowity) oraz wspólnym wykonaniem paru utworów ze swoją koleżanką – niezwykle energetyczną i uroczą Jolą, którą poznałam dopiero tego właśnie dnia.









Po tym radosnym występie udało się nam z Marcinem zaskoczyć z kolei Janusza. To była ta druga (tajemnicza) niespodzianka, o której wspominałam w wydarzeniu, promującym nasze spotkanie. Nie wszyscy bowiem wiedzieli, że w tym dniu Janusz miał urodziny. Mam nadzieję, że zarówno tort, jak i mały upominek od nas oraz wspólnie z Gośćmi zaśpiewane „Sto lat” sprawiły Mu przyjemność i będą dodatkowym miłym wspomnieniem




Po muzycznym występie nadszedł czas na towarzyska część wydarzenia, podczas której Goście mogli porozmawiać ze Znajomymi, jak również poznać nowe osoby. Ja ogromnie się cieszę, że miałam okazję spotkać się z kilkoma dawno niewidzianymi Przyjaciółmi. To był dla mnie prawdziwie niesamowity wieczór, który zachowam w pamięci i będę do niego jeszcze zapewne często wracać myślami. Mam nadzieję, że podobne odczucia miały wszystkie osoby, którego tego dnia pojawiły się na Żoliborzu.

Specjalne PODZIĘKOWANIA składam:
- Marcinowi – że zechciał mi zaufać i zgodził się zrealizować ten projekt wg mojego pomysłu
- Bogusi i Joasi (koordynatorkom MAL-u) – za ogromne wsparcie organizacyjne (przygotowanie przestrzeni + poczęstunek – muszę wziąć od Bogusi ten przepis na ciasto, które upiekła na tą okazję)
- Oldze (https://www.ibi.pl) – Partnerce wydarzenia za przepiękne pocztówki dla Gości i dobrą energię
- Januszowi – za muzyczną oprawę tego spotkania oraz Jego niesamowitą serdeczność i pomoc w odszukaniu magicznego miejsca, jakim jest dla mnie MAL
- Izie – naszej Koleżance z liceum, która zgodziła się uwiecznić na zdjęciach to wydarzenie i dzięki Niej będę mogła w każdym momencie znowu poczuć jego klimat (choćby wracając do tego wpisu)
- Piotrowi – za przygotowanie takiej fantastycznej niespodzianki, jaką była „Czara Sukcesu”

Serdecznie też dziękuję wszystkim Gościom za wspólnie spędzony czas i różne intrygujące rozmowy. Dzięki Wam wiem, że jeszcze wiele rzeczy… muszę ZOBACZYĆ




środa, 19 września 2018

Z MIŁOŚCI DO …

Jakiś czas temu Marcin – widząc jeden z moich postów na fanpage’u informujący o koncertach Dawida Podsiadło – zażartował sobie, że się chyba "umuzykalniłam". Odpowiedziałam Mu wtedy, że raczej się umuzykalniam, bo jest to zdecydowanie bliższe prawdy. Mimo bowiem pewnej wrażliwości na dźwięki niespecjalnie znam się na muzyce. Owszem, mam swoich ulubionych artystów – ostatnio odkryłam dla siebie twórczość Kortez’a, którego utwory zauroczyły mnie zarówno linią melodyczną, jak i tekstami.

Gdy zatem dowiedziałam się od mojego Znajomego – Janusza – o koncercie Joasi Mioduchowskiej, która nierzadko sama pisze słowa do śpiewanych piosenek, poczułam się mocno zaintrygowana. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tej artystce. Jednak euforyczna niemal rekomendacja ze strony Janusza skłoniła mnie do tego, aby zapoznać się z informacjami zamieszczonymi w polecanym wydarzeniu. I to, co przeczytałam sprawiło, że poczułam ogromną chęć pojawienia się na tym koncercie. Okazało się, że Joasia należy do warszawskiej grupy literacko-muzycznej „Terra Poetica”. Dużym zaskoczeniem dla mnie była informacja, że Jej teksty były wykorzystywane m.in. przez zespół Elektryczne Gitary - przykładowo piosenka pt. „Ja mam szczęście” w filmie i na płycie „Kilerów dwóch”. W listopadzie 2015 nakładem Wydawnictwa „Ballada” została natomiast wydana debiutancka płyta Joanny pt. „Bujam w obłokach” z Jej autorskimi utworami, którą docenili zarówno miłośnicy nurtu Piosenki Literackiej, jak i muzyki Country. Nic dziwnego, że moje zaciekawienie osobą artystki sięgnęło niemal zenitu.

Dodatkową atrakcją miało okazać się miejsce koncertu. Podobno bowiem na warszawskim Żoliborzu istnieje swoista mekka Artystów – pracownia malarska pod wiele znaczącą nazwą "La Boheme". Perspektywa spędzenia sobotniego wieczoru w takim otoczeniu skusiła także Marcina, który jest wyjątkowo wrażliwy na sztukę. Nie musiałam go zatem specjalnie namawiać, aby zgodził się towarzyszyć mi ze swoim nieodłącznym aparatem.

"La Boheme" przywitała nas otwartą bramą i ogrodem, w którym oprócz rosnących orzechów, psotnie upuszczających na wchodzących swoje owoce, stały rządkiem



nogi. Tak, właśnie nogi. Czyje? Nie wiem. Zapomniałam o to zapytać. Może to taka artystyczna wizja stałych bywalców, którzy jak już raz tu zajrzeli – lokal mieści się w garażu – to utknęli na dobre? W sumie to wcale im się nie dziwię. Miejsce jest prawdziwie niesamowite i z przyjemnością będę tu wracać.

Na ścianach wiszą obrazy Ewy, która każdego gościa wita niezwykle serdecznie i od samego początku otacza swoją troską i uwagą.






Bogaty w różnorodne przedmioty wystrój wnętrza sprawiał, że mój wzrok przeskakiwał w oczarowaniu z jednego miejsca na drugie. I co chwila odkrywałam kolejny urokliwy element. Jak choćby ten – wyjątkowo mi zresztą bliski.



Marcin też był chyba pod dużym wrażeniem miejsca, bo co chwila słyszałam charakterystyczny "klik". Jeśli macie chęć sprawdzić, co takiego ciekawego dla siebie wypatrzył, zajrzyjcie na Jego blog.
Tak niesamowite otoczenie



i widok wciąż nowych osób, które wydawały się bardzo zaprzyjaźnione z Gospodarzami sprawił, że godzina koncertu szybko nadeszła.

I wierzcie mi lub nie, ale… gdy zabrzmiał głos Joasi w pierwszej piosence, siedziałam do samego końca jak zahipnotyzowana. Delikatny, niemal aksamitny, przyjemnie wibrował mi w uszach, obiecując kolejne muzyczne doznania. Czasem rozbrzmiewał wesoło, niekiedy zniżał się do takiego specyficznego szeptu i wirował w zaczarowanym tańcu przy dźwiękach gitar – samej Artystki i akompaniującego Jej Pana Mirka. To naprawdę trudno ująć w słowa. To trzeba po prostu usłyszeć samemu.

Urzekła mnie też sama osobowość Joasi – Jej szczery, radosny uśmiech podczas śpiewania, poczucie humoru (bo zdarzyło się kilka zabawnych pomyłek w tekstach) i taka naturalna skromność, która charakteryzuje prawdziwe Talenty.





Miłym akcentem pod koniec tego wspaniałego wieczoru był wspólny występ Joasi i Krzysztofa z Tkaczyk Trio. Niezwykle ciepły i spokojny głos Krzysztofa cudownie komponował się z delikatnym głosem Joasi, roztaczając wokół magiczny urok. Zerkając czasem na innych Gości widziałam, że i oni siedzieli oczarowani podobnie jak ja.



Dawno nie miałam okazji uczestniczyć w tak niezwykle klimatycznym koncercie. Poruszył we mnie struny, o których nie miałam pojęcia, wprowadził w zupełnie inny świat. Minęło już kilka dni od soboty i tamte odczucia powinny niby trochę przygasnąć… A ja wciąż na samo wspomnienie tamtych chwil w "La Boheme", znowu czuję się tak jak wtedy. Rozmarzona, urzeczona i chyba jeszcze bardziej wrażliwa na dźwięki.
Krzysztof wspomniał mi w sobotę, że jeszcze nie raz zagrają wspólnie z Joasią – jeden z takich koncertów jest zaplanowany na 10 listopada 2018, oczywiście w tym samym miejscu. Wiecie o czym myślę, prawda?
TAK, muszę to znowu ZOBACZYĆ.