Tą specyficzną bezsenność powoduje nie tylko mnogość dźwięków tak charakterystycznych dla dużej aglomeracji, ale także całkiem spora liczba wydarzeń organizowanych tutaj niemal codziennie.
Ostatnio przekonałam się przecież, że nawet w pierwszym dniu tygodnia mogą dziać się ciekawe rzeczy. A moja obecność na paru poniedziałkowych jazzowych jam’ach w odkrytym niedawno lokalu Worek Kości zdecydowanie zaostrzyła mój apetyt na dźwięki różnorodnych instrumentów. Szczególnie takich, które jednak słyszę rzadziej, czyli perkusji, pianina, saksofonu, czy trąbki.
Gdy zatem pojawiło się nieoczekiwane zaproszenie na zupełnie inne jam session i to w miejscu, którego wcześniej nie znałam
trudno mi było usiedzieć w domu w tą ostatnią środę lutego. Elektryzująco też podziałała na mnie informacja, że mają tam zagrać ludzie, którzy na co dzień są związani zawodowo bardziej ze światem cyberprzestrzeni, niż tym artystycznym.
Przyznacie, że event zapowiadał się naprawdę ciekawie.
Lokal zaskoczył mnie swoim wystrojem – pierwsze skojarzenie to … minimalizm. Całkiem spora przestrzeń wypełniona jest tu głównie dość prostymi stolikami, z ustawionymi przy nich krzesłami lub też niekiedy fotelami. Na niektórych ścianach można dostrzec nie przyciągające specjalnie wzroku anty-ramy, w których wciąż prężą się dumnie plakaty, reklamujące wydarzenia sprzed kilku miesięcy. Powiedziałabym – tak lekko podsumowując moje wrażenia dotyczące wnętrza – że niekoniecznie było na czym oko zawiesić. Może poza jednym wyjątkiem.
Trochę ciekawiej było w drugiej części Klubu, usytuowanej niejako w piwnicy, do której powiodły mnie lekko kręcone schodki. Zza drzwi znajdujących się na wprost ostatniego stopnia wyłoniła się wyodrębniona salka ze sceną oraz wnęką. W tym samym też momencie otoczyły mnie ciepłe kolory i ujrzałam ...
Natychmiast zrobiło mi się jakoś tak przyjemniej i z większą ochotą zaczęłam rozglądać się wokoło, próbując dostrzec Tych, którzy mieli wystąpić. Wkrótce pojawili się na scenie, zajmując powoli swoje miejsca przy czekających już instrumentach.
W pomieszczeniu zaczęło się nagle wyczuwać lekkie drgania powietrza, zapewne spowodowane z trudem już skrywanym uczuciem podekscytowania. Zarówno samych Artystów, jak i Publiczności, która całkiem licznie przybyła, aby podziwiać muzyczne talenty swoich znajomych lub też do nich dołączać na scenie z własnymi instrumentami.
Niedługo później zabrzmiało charakterystyczne „stuk-stuk” pałeczek perkusisty, których dźwięk jakby zawisł w eterze na moment, jak kursor na monitorze, dając tym samym impuls do rozpoczęcia jam’u. I już po chwili na scenie tańczyły improwizowanym krokiem mocne brzmienia gitar, klawiszy, trąbki i perkusji, którym towarzystwa dotrzymywały głosy wokalistów. Jam trwał kilka godzin, w trakcie których inicjatorzy wydarzenia zamieniali się co jakiś czas miejscami ze swoimi grającymi znajomymi.
Było zatem i bardzo energetycznie i różnorodnie, a nawet zaskakująco. I nie myślę tu tylko o kwestii dotyczącej improwizowania osób grających, czy też skali głosu tych śpiewających.
Niespodzianką chyba dla wszystkich okazało się pod koniec wydarzenia, pojawienie się w klubie przypadkowej grupki osób, wśród których znalazła się młoda dziewczyna przekonana o swoim talencie wokalnym.
W sumie to jej głos brzmiał nawet chwilami całkiem sympatycznie. Szkoda tylko, że rozmijała się repertuarem z muzykami na scenie. To sprawiło, że przyjemność ze słuchania tych kilku ostatnich utworów była dla mnie nieco mniejsza. Ale taki przecież bywa jam - trochę nieprzewidywalny.
Generalnie bardzo mi się podobało i jeśli pogłoski o tym, że kolejny występ członków tego amatorskiego bandu i może też ich znajomych na ul. Chłodnej 25 może odbyć już pod koniec marca okażą się prawdą, to …
oczywiście muszę ZOBACZYĆ, jak będzie wyglądał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz