Patrzę w kalendarz i dochodzę do wniosku, że ten ostatni weekend lutego zapowiada się dla mnie bardzo
muzycznie:
– dziś wybieram się na koncert HTM w Centrum Łowicka
– a jutro, czyli w sobotę [ 23.02 ] zamierzam obejrzeć występ Joasi w La Boheme
– dziś wybieram się na koncert HTM w Centrum Łowicka
– a jutro, czyli w sobotę [ 23.02 ] zamierzam obejrzeć występ Joasi w La Boheme
Ach! Czuję przyjemne podekscytowanie na myśl o tych obu
wydarzeniach. I na razie oczywiście nie zastanawiam się nad tym, że potem znowu
nadejdzie najbardziej chyba nielubiany dzień tygodnia – poniedziałek. Choć zdradzę Wam, że od
niedawna darzę go chyba większą sympatią. Co mogło zmienić mój punkt widzenia?
Zdziwicie się, a może przeciwnie. Tak, znowu ta moja ciekawość …
Jeśli w miarę na bieżąco odwiedzacie ten blog i uważnie
czytacie zamieszczane teksty, będziecie pamiętać ten wątek. Wspominałam bowiem
ostatnio, że nagle zachciało mi się sprawdzić, jak może wyglądać takie
wydarzenie jak „jam session”. Szczególnie w stricte jazzowym klimacie.
Zatęskniłam niespodziewanie za tym gatunkiem po występie wrocławskiego Zespołu, który gościł w Warszawie w pierwszych dniach obecnego miesiąca.
Zatęskniłam niespodziewanie za tym gatunkiem po występie wrocławskiego Zespołu, który gościł w Warszawie w pierwszych dniach obecnego miesiąca.
Los bywa czasem łaskawy. Doświadczacie tego czasem?
Okazja, aby ujrzeć na własne oczy takie „spontaniczne granie” nadarzyła się w miniony poniedziałek. Nieoczekiwanie dla siebie znalazłam się bowiem tu:
Okazja, aby ujrzeć na własne oczy takie „spontaniczne granie” nadarzyła się w miniony poniedziałek. Nieoczekiwanie dla siebie znalazłam się bowiem tu:
Ciekawa jestem, kto z Was poznaje to miejsce. Ja wcześniej
go nie znałam. Z pewnością zaskakuje wystrojem. Spodobało mi się jednak – na
razie może głównie ze względu na te fantastyczne jazzowe klimaty oraz niespodzianki.
Największą dla mnie było improwizowane stepowanie, prowadzące do energetycznego
muzycznego zakończenia – co widać tutaj
To był naprawdę zaskakująco udany poniedziałkowy wieczór.
Jestem pełna podziwu dla muzyków – i tych bardziej doświadczonych (za otwartość) i tych mniej (za odwagę, by wystąpić).
I coś mi się zdaje, że chyba na dłużej zmienię swoje wcześniejsze nastawienie do tego pierwszego po weekendzie dnia. Niewykluczone też, że postaram się częściej zaglądać na ul. Bagatela 10 – w końcu czemu by nie zaczynać tak pozytywnie każdego tygodnia?
Jestem pełna podziwu dla muzyków – i tych bardziej doświadczonych (za otwartość) i tych mniej (za odwagę, by wystąpić).
I coś mi się zdaje, że chyba na dłużej zmienię swoje wcześniejsze nastawienie do tego pierwszego po weekendzie dnia. Niewykluczone też, że postaram się częściej zaglądać na ul. Bagatela 10 – w końcu czemu by nie zaczynać tak pozytywnie każdego tygodnia?
Może faktycznie warto czasem ‘włączyć luz’ i powtórzyć za
Gospodarzami tego zaskakującego miejsca: „(…) bawmy się póki żyjemy! Najlepiej
jak umiemy i najmądrzej! (…)”
jest całkiem spora – sami zresztą możecie to sprawdzić. A ja czuję, że muszę ZOBACZYĆ niektóre z nich.
(*) tytuł wpisu został zainspirowany taką historyjką dotyczącą
nazwy ulicy – źródło
„(…) Anegdota mówi, że Stanisław August Poniatowski nadał Baciarellemu, za zasługi dla króla, ziemię w pobliżu Belwederu. Baciarelli miał powiedzieć, że jego praca nie wymaga takiej nagrody. Król odpowiedział na to: przecież to bagatela (…)”
„(…) Anegdota mówi, że Stanisław August Poniatowski nadał Baciarellemu, za zasługi dla króla, ziemię w pobliżu Belwederu. Baciarelli miał powiedzieć, że jego praca nie wymaga takiej nagrody. Król odpowiedział na to: przecież to bagatela (…)”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz