No, to teraz już znacie jedną z moich tajemnic…
Owszem, był taki czas, gdy ich nowe oblicze odkryła przede mną pewna młoda skrzypaczka o lekko migdałowych oczach, której interpretacje muzyczne były wtedy dość… awangardowe – rzekłabym. Kilka miesięcy temu natomiast natrafiłam na kolejną osobę – tym razem mężczyznę, w którego dłoniach skrzypce ponownie ukazały przede mną swoje muzyczne piękno. Prezentowane w sieci występy zrobiły na mnie tak ogromne wrażenie, że zamierzałam nawet wyrwać się w jakieś niedzielne wczesne popołudnie do Urzędu na Targówku. W ostatnim niemal momencie misterny plan runął jak przysłowiowy „domek z kart” i nie dałam rady się pojawić na jego występie. Niewykluczone, że gdyby nadarzyła się kolejna okazja na udział w podobnym koncercie w Warszawie, stanęłabym na głowie, aby tam dotrzeć.
Z kolei od soboty (12.01) jestem pod ogromnym urokiem muzycznego talentu Kobiety o imieniu Dorota. Pod koniec ubiegłego roku miałam okazję posłuchać 2 lub może 3 Jej utworów, na naprędce zaimprowizowanym wspólnym koncertowaniu w La Boheme, przy okazji zupełnie innej imprezy. Przyznam, że już od pierwszego utworu wtedy wykonanego, niemal zahipnotyzowała mnie Siła jej głosu, Ekspresja oraz Radość ze śpiewania i Wrażliwość tekstów. Wciąż pamiętam całkiem dobrze tamten wieczór.
Zmarznięci po koncercie pani Agnieszki Chrzanowskiej w Rembertowie siedzieliśmy blisko imbryka z zieloną herbatą „made by” Ewa. Zapowiadany na ten dzień koncert już się wtedy skończył, jednak zgromadzone towarzystwo wyglądało na dość zaprzyjaźnione ze sobą. Na tyle, aby pozwolić sobie właśnie na zorganizowanie takiego improwizowanego „przeglądu artystycznego”. Nie mam pojęcia, czy Artyści się tak umówili, czy kierowały nimi jakieś zasady. Każda wstępująca na scenę osoba brała do ręki określony instrument – najczęściej gitarę i przy wygrywanych nutach, śpiewała maksymalnie trzy utwory.
To wtedy właśnie miałam okazję zobaczyć Dorotę po raz pierwszy. A gdy sobie przypomnę z jaką energią i zapamiętaniem wykonywała piosenki, przechodzi mnie lekki dreszcz. Szczególnie jedna bardzo mi wtedy zapadła w pamięć. Na tyle, że chciałam usłyszeć ją jeszcze raz. I wtedy dotarła do mnie informacja, że Dorota będzie miała swój koncert dokładnie tydzień później. Radość przemieszała się jednak z żalem. Okazało się bowiem, że niestety nie dam rady wygospodarować z kolejnego weekendu kilku godzin wieczorową porą. I wtedy przyrzekłam sobie, że najbliższej okazji już nie przepuszczę.Kiedy zatem Blusy poinformowały na swoim fanpage’u o styczniowym koncercie Doroty, od razu niemal zaklepałam sobie przepustkę na ten dzień w „rodzinnym zestawieniu wyjść”.
Lokal znowu pękał w szwach. Wydarzenie zgromadziło całkiem sporą rzeszę znajomych i fanów Artystki, która tym razem pokazała mi, że potrafi grać nie tylko na gitarze.
Prawdziwie uwiódł mnie widok smyczka z taką energią skaczącego po strunach skrzypiec. Ależ trudno było oderwać od niego wzrok. Instrument niemal ożywał w dłoniach Doroty, a ja czułam, że z każdą minutą moja sympatia do takich brzmień wzrasta. Odniosłam nawet wrażenie, że tym razem Artystka lekko faworyzowała skrzypce.
W tym sobotnim występie było może trochę mniej ekspresji, niż ostatnim razem, a więcej zadumy, wyciszenia, refleksji. Ale to moja subiektywna opinia.
Czy mi się podobało?
Owszem – i to bardzo. Z pewnością zachwyciła mnie koncepcja luźnej pogawędki z publicznością. Krótka informacja dotycząca kolejnych utworów (tytuł, dedykacja, wyjaśnienie) miała charakter rzeczowy, a jednocześnie naturalnie żartobliwy. Ten sobotni wieczór będę wspominać jako fantastyczną muzycznie podróż z ciągłymi zwrotami akcji.Wędrowałam razem z Artystką po krainach z jej piosenek, podziwiając mijane krajobrazy, doświadczając podobnych emocji. By na koniec poczuć się całkowicie odprężona.
W repertuarze Doroty – oprócz własnych kompozycji – znalazło się również kilka piosenek innych wykonawców. Rozpoznałam m.in. jeden z utworów zespołu Pidżama Porno i Depeche Mode. Muzyczna aranżacja tego ostatniego zabrzmiała dla mnie dość interesująco. Były utwory śpiewane po polsku, angielsku i hiszpańsku, a nawet chyba rosyjsku. Bardzo mi się spodobał duet Doroty z nieznanym mi chłopakiem, na którego mówiono „Adaśko”.
To był cudowny czas. Spełniłam się muzycznie i towarzysko – pozdrowienia ślę do Ciebie, Joasiu. Postaram się dotrzeć na Twój koncert w lutym. Serdeczności przekazuję także Tobie, Tomku – cieszę się, że miałam okazję Cię poznać. Poszperałam trochę w sieci - te wydarzenia z cyklu „Spotkania z piosenką niegłupią” z pewnością były niezwykle klimatyczne. Żałuję, że nie miałam okazji pojawić się choćby na TAKIM.
Czy planuję coś na nadchodzący weekend?
Chyba znowu zawitam na Żoliborz – tym razem jednak w to drugie miejsce, które mnie zachwyciło. Mają tam grać muzykę reggae. A ja dawno nie miałam okazji, aby jej posłuchać i przyjrzeć się trochę innym instrumentom.
Liczę, że uda mi się wziąć udział w tym koncercie 19.01.2019 - muszę to ZOBACZYĆ, a potem… może nawet opisać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz