To bardzo optymistyczna wizja moim zdaniem. Też chcę wierzyć, że to ja sama mam wpływ na swoje życie, a nie jakiś przypadek. Aczkolwiek lubię też czasem myśleć, że istnieje coś takiego, jak splot szczęśliwych okoliczności. Taki nieoczekiwany dar od Losu.
Któż w końcu nie lubi prezentów?
Takim właśnie „podarunkiem” była informacja o koncercie Pani Agnieszki Chrzanowskiej.
Nie pamiętam już dokładnie jak na nią natrafiłam, przemykając po facebook’u. Nie jest to zresztą aż tak istotne. Gdy jednak już wpadła mi w oczy, nie mogłam przestać myśleć o tym, że nadarza się wyjątkowa szansa, aby zobaczyć Ją na żywo. No, nie mogłam przegapić takiej okazji, szczególnie że Artystka związana jest bardziej z Krakowem, niż ze stolicą. Dlaczego tak mi zależało?
Cóż… znowu w grę weszły emocje i skojarzenia.
Utwory śpiewane przez Panią Agnieszkę usłyszałam podczas mojej pierwszej podróży do L.
Płyta pt. „Piosenki do mężczyzny”, którą Marcin nabył w ubiegłym roku przy okazji koncertu organizowanego właśnie tam – o czym można przeczytać tu, zachwyciła mnie. Nieszablonowe teksty, rewelacyjna oprawa muzyczna i… och! ten głos, który zaskakiwał swoją różnorodnością. Niezwykle przyjemna dla ucha barwa ujawniająca się szczególnie w bardziej spokojnych utworach – niemal pieszczotliwa, nagle zmieniała się diametralnie, porażając swoją mocą i żywiołowością. Naprawdę, coś niesamowitego!
Zainteresowanym polecam zajrzeć choćby tu:
Teledysk był kręcony właśnie w L. – jak widać urok tej Magicznej wsi podziałał nie tylko na mnie.
Sobotnie (17 listopada 2018) wydarzenie
przyciągnęło do Biblioteki Publicznej w Rembertowie całkiem sporą dorosłą publiczność. Tym większym zaskoczeniem była dla mnie obecność dwóch dziewczynek w wieku szkolnym. Traf chciał, że wraz z mamą zamierzały usiąść na tych samych miejscach w pierwszym rzędzie, które upatrzyliśmy sobie my, aby Marcin miał swobodę w robieniu zdjęć. W wyniku tego małego „zamieszania” nieoczekiwanie nawiązaliśmy rozmowę.
I wtedy wszystko się wyjaśniło.
Młodsza dziewczynka o wdzięcznym imieniu Maja okazała się bowiem laureatką organizowanego przez tą właśnie bibliotekę Festiwalu Poezji Śpiewanej pt. „Droga do Krainy Łagodności”. W jury zasiadała m.in. pani Agnieszka, a nagrodą był występ na Jej koncercie.
Maja – jak wynikało z rozmowy z Jej mamą – od paru lat śpiewa, rozwijając swój muzyczny talent pod okiem profesjonalistów z Centrum Artystycznego Scena w Sulejówku. Byłam niezwykle ciekawa, jak zaprezentuje się ta uroczo skromna dziewczynka.
Kiedy Maja weszła na scenę i zaczęła śpiewać swoją „Balladę jarzynową” nie mogłam oderwać od Niej wzroku. Można powiedzieć, że siedziałam jak zahipnotyzowana podziwiając zarówno przepiękny głos młodej wokalistki, jak również Jej sceniczny talent. Podczas śpiewania swojego utworu w naturalny sposób operowała gestami oraz mimiką, co czyniło występ jeszcze ciekawszym.
Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję podziwiać Ją na innych wydarzeniach i trzymam kciuki za kolejne sukcesy na muzycznym polu.
Niedługo po Mai, na scenę – na której już czekały instrumenty
wkroczyła pani Agnieszka wraz z panem Jarkiem. Niezwykle zjawiskowo wyglądała w swojej czarnej zwiewnej sukni, roztaczając wokół siebie jakąś magiczną aurę. Od pierwszej chwili poczułam do Niej sympatię. Spodobało mi się, że niemal od razu nawiązała kontakt z publicznością, prezentując aktorski luz.
A gdy zaczęła śpiewać pierwszy utwór
utwierdziłam się w przekonaniu, że to będzie wyjątkowy wieczór. W kolejnych piosenkach w pełni ujawnił się Jej porywający głos, od którego niemal przechodziły mnie dreszcze.
Niesamowite były dla mnie te zmiany w głosie – od szeptanych recytacji do niezwykle głośnych i zaskakująco długich brzmień, które przez następne minuty dźwięczały mi w uszach. Mówi się często, że „kobieta zmienną jest”.
W przypadku tej Artystki to powiedzenie jest jak najbardziej prawdziwe. Swobodnie przechodziła od nastrojowych, lirycznych interpretacji do niemal ognistych, pełnych energii utworów. I w każdym jej głos brzmiał tak samo pięknie, zaskakując swoją skalą.
Urzekło mnie też w Artystce duże poczucie humoru. Objawiało się ono tego wieczoru wiele razy. Było je widać zarówno w takich charakterystycznych „utarczkach słownych” z panem Jarkiem, cudnie grającym na gitarze akustycznej i na instrumencie zwanym bouzouki,
jak również w relacjach z publicznością,
co wywoływało ożywienie i wybuchy śmiechu.
Można powiedzieć, że ten koncert był dość specyficzny – był niejako takim wręcz przedstawieniem, które na długo pozostanie w mojej pamięci.
Gdy wyszliśmy z gościnnego budynku biblioteki, przywitał nas zimny wieczór. I w tym momencie zamarzyła mi się zielona herbata u Blusów.
Nie zastanawiając się zbyt długo pojechaliśmy zatem na Żoliborz, licząc że załapiemy się nie tylko na rozgrzewający napój. W La Boheme chyba każdego dnia odbywają się różne koncerty i nieformalne spotkania Artystów do późnych godzin nocnych. Tego dnia też było dość tłoczno i wesoło. Na scenę wstępowały coraz to inne osoby, aby zagrać i zaśpiewać choćby kilka utworów. I właśnie wtedy miałam okazję usłyszeć kolejny niesamowity głos.
Kobieta, o której teraz wspominam będzie miała w najbliższą sobotę swój koncert w La Boheme. Jeśli nie macie jeszcze planów koniecznie się wybierzcie – szczegóły tu.
Prawdą jest to, co napisano w wydarzeniu, a mianowicie: „(…) obdarzona mocnym głosem, który potrafi pokazać całą paletę wrażliwości (…)”.
Mnie tym razem nie uda się dotrzeć, ale kiedyś muszę Ją ZOBACZYĆ raz jeszcze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz