środa, 19 września 2018

Z MIŁOŚCI DO …

Jakiś czas temu Marcin – widząc jeden z moich postów na fanpage’u informujący o koncertach Dawida Podsiadło – zażartował sobie, że się chyba "umuzykalniłam". Odpowiedziałam Mu wtedy, że raczej się umuzykalniam, bo jest to zdecydowanie bliższe prawdy. Mimo bowiem pewnej wrażliwości na dźwięki niespecjalnie znam się na muzyce. Owszem, mam swoich ulubionych artystów – ostatnio odkryłam dla siebie twórczość Kortez’a, którego utwory zauroczyły mnie zarówno linią melodyczną, jak i tekstami.

Gdy zatem dowiedziałam się od mojego Znajomego – Janusza – o koncercie Joasi Mioduchowskiej, która nierzadko sama pisze słowa do śpiewanych piosenek, poczułam się mocno zaintrygowana. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tej artystce. Jednak euforyczna niemal rekomendacja ze strony Janusza skłoniła mnie do tego, aby zapoznać się z informacjami zamieszczonymi w polecanym wydarzeniu. I to, co przeczytałam sprawiło, że poczułam ogromną chęć pojawienia się na tym koncercie. Okazało się, że Joasia należy do warszawskiej grupy literacko-muzycznej „Terra Poetica”. Dużym zaskoczeniem dla mnie była informacja, że Jej teksty były wykorzystywane m.in. przez zespół Elektryczne Gitary - przykładowo piosenka pt. „Ja mam szczęście” w filmie i na płycie „Kilerów dwóch”. W listopadzie 2015 nakładem Wydawnictwa „Ballada” została natomiast wydana debiutancka płyta Joanny pt. „Bujam w obłokach” z Jej autorskimi utworami, którą docenili zarówno miłośnicy nurtu Piosenki Literackiej, jak i muzyki Country. Nic dziwnego, że moje zaciekawienie osobą artystki sięgnęło niemal zenitu.

Dodatkową atrakcją miało okazać się miejsce koncertu. Podobno bowiem na warszawskim Żoliborzu istnieje swoista mekka Artystów – pracownia malarska pod wiele znaczącą nazwą "La Boheme". Perspektywa spędzenia sobotniego wieczoru w takim otoczeniu skusiła także Marcina, który jest wyjątkowo wrażliwy na sztukę. Nie musiałam go zatem specjalnie namawiać, aby zgodził się towarzyszyć mi ze swoim nieodłącznym aparatem.

"La Boheme" przywitała nas otwartą bramą i ogrodem, w którym oprócz rosnących orzechów, psotnie upuszczających na wchodzących swoje owoce, stały rządkiem



nogi. Tak, właśnie nogi. Czyje? Nie wiem. Zapomniałam o to zapytać. Może to taka artystyczna wizja stałych bywalców, którzy jak już raz tu zajrzeli – lokal mieści się w garażu – to utknęli na dobre? W sumie to wcale im się nie dziwię. Miejsce jest prawdziwie niesamowite i z przyjemnością będę tu wracać.

Na ścianach wiszą obrazy Ewy, która każdego gościa wita niezwykle serdecznie i od samego początku otacza swoją troską i uwagą.






Bogaty w różnorodne przedmioty wystrój wnętrza sprawiał, że mój wzrok przeskakiwał w oczarowaniu z jednego miejsca na drugie. I co chwila odkrywałam kolejny urokliwy element. Jak choćby ten – wyjątkowo mi zresztą bliski.



Marcin też był chyba pod dużym wrażeniem miejsca, bo co chwila słyszałam charakterystyczny "klik". Jeśli macie chęć sprawdzić, co takiego ciekawego dla siebie wypatrzył, zajrzyjcie na Jego blog.
Tak niesamowite otoczenie



i widok wciąż nowych osób, które wydawały się bardzo zaprzyjaźnione z Gospodarzami sprawił, że godzina koncertu szybko nadeszła.

I wierzcie mi lub nie, ale… gdy zabrzmiał głos Joasi w pierwszej piosence, siedziałam do samego końca jak zahipnotyzowana. Delikatny, niemal aksamitny, przyjemnie wibrował mi w uszach, obiecując kolejne muzyczne doznania. Czasem rozbrzmiewał wesoło, niekiedy zniżał się do takiego specyficznego szeptu i wirował w zaczarowanym tańcu przy dźwiękach gitar – samej Artystki i akompaniującego Jej Pana Mirka. To naprawdę trudno ująć w słowa. To trzeba po prostu usłyszeć samemu.

Urzekła mnie też sama osobowość Joasi – Jej szczery, radosny uśmiech podczas śpiewania, poczucie humoru (bo zdarzyło się kilka zabawnych pomyłek w tekstach) i taka naturalna skromność, która charakteryzuje prawdziwe Talenty.





Miłym akcentem pod koniec tego wspaniałego wieczoru był wspólny występ Joasi i Krzysztofa z Tkaczyk Trio. Niezwykle ciepły i spokojny głos Krzysztofa cudownie komponował się z delikatnym głosem Joasi, roztaczając wokół magiczny urok. Zerkając czasem na innych Gości widziałam, że i oni siedzieli oczarowani podobnie jak ja.



Dawno nie miałam okazji uczestniczyć w tak niezwykle klimatycznym koncercie. Poruszył we mnie struny, o których nie miałam pojęcia, wprowadził w zupełnie inny świat. Minęło już kilka dni od soboty i tamte odczucia powinny niby trochę przygasnąć… A ja wciąż na samo wspomnienie tamtych chwil w "La Boheme", znowu czuję się tak jak wtedy. Rozmarzona, urzeczona i chyba jeszcze bardziej wrażliwa na dźwięki.
Krzysztof wspomniał mi w sobotę, że jeszcze nie raz zagrają wspólnie z Joasią – jeden z takich koncertów jest zaplanowany na 10 listopada 2018, oczywiście w tym samym miejscu. Wiecie o czym myślę, prawda?
TAK, muszę to znowu ZOBACZYĆ.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz