„Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła”.
Od tego czasu minęło wiele lat. A ja nadal nie wiem, co było wg nich nagannego w tej mojej chęci poznawania świata. To chyba naturalne, że dzieci chcą na swój własny sposób oswajać otoczenie i rządzące nim prawa. To przecież normalne, że zadają różne pytania, aby zrozumieć pewne zjawiska i odkryć ich tajemnice. Jak inaczej mogą przygotować się do wkroczenia w dorosłość?
Obecnie nie zadaję już tylu pytań. Jednak … jakaś cząstka tej dziecięcej ciekawości wciąż chyba we mnie drzemie. Gdy zatem dotarła do mnie informacja o kolejnym intrygującym koncercie w mojej ukochanej, barwnej przestrzeni stworzonej przez Przyjaznych światu Blusów, nie zastanawiałam się długo z podjęciem decyzji. A opis wydarzenia kusił… Sami powiedzcie, czy można przejść obojętnie obok takich słów?
„(…) Niespotykany ogród muzycznych wrażeń, pełen feelingu i efektownej barwy, napełni Was dobrym brzmieniem (…)”
Poruszyły one moją wyobraźnię oraz kilka zmysłów i pewnie dlatego – choć nazwiska Artystów nic mi niestety nie mówiły – z podekscytowaniem czekałam na trzynasty dzień października tego roku.
Lubię odwiedzać Ewę i Jarka – emanuje od Nich taka wyjątkowa Energia, która dobrze na mnie wpływa. Każdorazowo, gdy przechodzę przez próg drzwi tego nietuzinkowego garażu, mam wrażenie jakbym wkraczała do innego świata. Niezwykle przyjaznego, pełnego różnorodnych barw – niemal bajkowego. Tak było i w tą sobotę.
Na scenie już zagościł pierwszy instrument,
a mnie dodatkowo oczarowały te wszystkie tajemnicze przełączniki, pokrętełka, światełka… Trudno mi było oderwać wzrok od Maćka, który spokojnie przygotowywał się do występu, sprawdzając czy wszystko działa jak należy. Szkoda, że nie wypytałam Go, w jaki dokładnie sposób ta dziwna „konsola” wpływa na wydobywane z gitary różnorodne brzmienia.
Nawet bowiem ja – z moim mało muzycznie wrażliwym zmysłem słuchu – wyłapywałam zmiany w dźwiękach instrumentu. Ależ niesamowicie komponowały się z wibrującymi brzmieniami cymbał, na których grała Ania. Z podziwem patrzyłam na Jej zwinne dłonie, które z niebywałą dla mnie prędkością poruszały pałeczkami struny.
Zafascynowały mnie wydawane z nich dźwięki – raz były ciche, delikatne, raz głośne o zaskakującej mocy. Niemal hipnotyzowały, wprowadzając w jakiś bliżej nieokreślony trans.
A gdy Ania zaczęła śpiewać, zupełnie odleciałam. Jakże prawdziwy okazał się kolejny fragment opisu:
„(…)Wielogłos, który buduje pulsującą przestrzeń (…)”
Oj, tak… wokół mnie falowało niemal powietrze od wirujących nut, które sfruwając z ust Artystki, wywoływały we mnie niesamowite dreszcze. Można było się totalnie zatracić w tych dźwiękach.
Wcale zatem nie dziwię się Maćkowi, że tak lubi wspólne granie z Anią. Od pierwszych chwil widać, że świetnie czują się razem na scenie i w pewnym sensie dopełniają wzajemnie. Energia i Spokój.
Każde z Nich na swój własny sposób zafascynowało mnie.
To uczucie spotęgowało się z chwilą, gdy dowiedziałam się o innym Ich wspólnym projekcie – płycie pt. „Niewidzialni Ludzie”, na której oprócz Ani śpiewa Sylwia Zarzycka. Została nagrana specjalnie dla Fundacji ‘Odzyskać Radość’.
Organizacja ta – o czym czytamy na stronie – "(…) działa również na rzecz niepełnosprawnych, porzuconych dzieci, które znalazły swój dom w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Kraszewie-Czubakach gm. Raciąż woj. mazowieckie. Konsekwentnie dąży do poprawy warunków życiowych i zdrowotnych swoich podopiecznych, równocześnie pracując nad kształtowaniem i zwiększeniem świadomości społecznej Polaków oraz opinii publicznej w zakresie wiedzy o niezwykle trudnej i poważnej sytuacji w jakiej znajdują się porzucone dzieci niepełnosprawne (…)"
Rozmowa z Maćkiem w przerwie koncertu na temat tej właśnie Fundacji i tego co ona robi doprowadziła do momentu, w którym dowiedziałam się jakiego wsparcia udziela On sam. Nie tylko bowiem przyczynił się do wydania wspomnianej płyty pt. „Niewidzialni Ludzie”
Źródło: http://www.pronetmusic.pl/fundacja-odzyskac-radosc |
– warto wspomnieć, że dochód z jej sprzedaży jest przekazywany na rzecz podopiecznych Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego – ale również aktywnie uczestniczy w ich życiu. Nie wszyscy zapewne wiedzą, że Maciek często odwiedza dzieciaki wraz ze swoją gitarą. Podobno te koncerty cieszą się ogromnym uznaniem i każda ta wizyta jest wyczekiwana z utęsknieniem. Wcale mnie to nie dziwi, gdy przypomnę sobie koncert sobotni…
Maciek opowiedział mi także o innych projektach realizowanych przez Pracowników Fundacji. Oprócz tego bowiem muzycznego, planowany jest także rozwój literackiego – a dokładniej: czytelniczego. Najlepiej obrazuje to ten link.
Podoba mi się idea czytania dzieciom książek. Rozwijają wyobraźnię, poszerzają horyzonty, przekazują wiedzę z różnych obszarów, kształtują wrażliwość. Byłoby wspaniale móc odwiedzić dzieciaki i spędzić czas na wspólnym czytaniu, tudzież nawet może na rozmowach o treści książek. Nie wiem, czy będę w stanie to zrobić – od Warszawy to jednak kawałek drogi. Mogę jednak zrobić inną fajną rzecz – wysłać jakąś wybraną książkę lub może kilka. Świadomość, że miałam jakiś – nawet niewielki – udział w stworzeniu „biblioteki dla małych pacjentów” sprawia, że …
… ogarnia mnie jakaś taka DOBRA Energia.
Dziś Maciek też gra koncert w mojej ukochanej La Boheme – link.
Jestem CIEKAWA tego Duetu i … muszę ZOBACZYĆ się znowu z Maćkiem, aby dopytać Go o parę spraw…