Wróćmy jednak do wątku wspomnianych szkoleń. Pamiętam z nich takie jedno ćwiczenie, które polegało na tym, aby stworzyć jakąś określoną, ale sensowną jednak opowieść z przypadkowych słów. Najlepszy wynik osiągała osoba, której udało się wykorzystać wszystkie wyrazy, a jej historia była nie tylko logiczna, ale także wciągająca. Lubiłam to ćwiczenie, gdyż faktycznie angażowało maksymalnie mój mózg do intensywnego procesu myślowego.
Dlaczego o tym wspominam? Otóż, mam nadzieję zrealizować parę nowych projektów. Każdy z nich wymaga jednak stworzenia pewnej koncepcji, opracowania określonego scenariusza. Aby osiągnąć ten cel, powinnam zatem pobudzić pokłady własnej kreatywności. Pomyślałam sobie, że może wspomniane ćwiczenie jest całkiem dobrą metodą, aby mi w tym pomóc. Jednocześnie doszłam do wniosku, że warto byłoby podnieść trochę poprzeczkę i przyjąć, że wszystkie słowa – z których powstanie ta moja „ćwiczeniowa historyjka” – powinny zaczynać się na jedną literę. Powiedzmy, że tym razem będzie to litera „K”.
A wyrazy brzmią tak – w przypadkowej kolejności:
Karafka, Komplementy, Koleżanka, Klawisze, Kotlet, Klarnet, Kubek, Kolory, Kamizelka, Krzesła, Koncert, Kawa, Kanapa, Kapelusze, Kornet, Książka, Kieliszek, Klimat
Jak zatem mogłaby brzmieć moja opowieść? Myślę, że właśnie tak:
Kiedy usłyszałam jak moja Koleżanka Marta śpiewa, pomyślałam że ma niezwykle przyjemny głos, o ogromnej sile. Przyszło mi też do głowy, że jeśli będzie organizowała jakiś własny Koncert, to z pewnością się na niego wybiorę. Okazja nadarzyła się dość szybko, następnego w sumie dnia po naszym wspólnym wydarzeniu z Marcinem – „Głębia PRZEKAZ-u”. Dodatkowego smaku dodawała świadomość, że wydarzenie to będzie miało miejsce w La Boheme. Dla Tych, którzy wcześniej o nim nie słyszeli, kilka słów wyjaśnienia. La Boheme to pracownia malarska uroczej Ewy, która przybywających gości zawsze wita uśmiechem i od pierwszych chwil otacza taką swoistą troską i opieką. Jej mąż – Jarek – przed każdym występem goszczących w tym miejscu artystów wyjaśnia publiczności czym jest lokal i jakie tu panują zasady. Gdy zatem nogi zaprowadzą Was na ul. Mysłowicką – naprzeciwko ul. Bohomolca 17 usłyszycie m.in. że w tym lokalu artyści nie grają do Kotleta. Oznacza to, że możecie liczyć głównie na ucztę duchową, a nie cielesną – żadnego jedzenia tam nie otrzymacie. Możecie za to liczyć na Kieliszek dobrego wina
lub nawet Karafkę – jeśli przyjdzie Wam ochota zamówić więcej tego trunku. Ewa również może Wam przygotować pyszną Kawę lub zieloną herbatę, którą wypijecie nie ze zwykłego Kubka, ale miłych dla oka filiżanek.
Mogę Was jednak zapewnić, że każde artystyczne wydarzenie tu organizowane przyciąga naprawdę sporą liczbę gości. Tak było i tym razem. Wszystkie Krzesła były zajęte,
podobnie jak moje ulubione miejsce przy barze. I może nawet byłoby mi trochę smutno z tego powodu, gdyby nie okazało się, że Ewa zarezerwowała tym razem dla mnie i Marcina niezwykle wygodną Kanapę, tuż przy samej scenie. Widok zatem mieliśmy cudowny i mogliśmy podziwiać Martę i Michała, którzy od pierwszych dźwięków zauroczyli mnie swoim występem.
Muzyczne doznania potęgowała oczywiście sceneria – te Kolory na obrazach Ewy oraz wielu drobnych przedmiotach stanowiących wystrój miejsca tworzyły niezwykły Klimat. A ja dojrzałam znów coś, co wzbudziło we mnie emocje
Mój wzrok jednak szybko powrócił do artystów, którzy nie tylko swoim śpiewem i grą przyciągali do siebie. Zauroczyła mnie także dbałość o szczegóły ich stroju. Te Kapelusze fantazyjnie założone, czy też Kamizelka Michała z motywem trąbki, na której grał Louis Armstrong, a nawet buty – to wszystko tworzyło niezwykłą całość.
Podobało mi się także to, że piosenki były przeplatane opowieściami Michała o wybranych aspektach z życia Armstronga oraz Marty o jej przygodzie na tropikalnej Costa Rica, co opisała w swojej Książce pt. „Do góry nogami”.
Dowiedziałam się także, że choć rozpoznałam instrumenty, na których grał Michał, czyli Klawisze i Klarnet, to jednak ta trąbka to nie trąbka, tylko… Kornet.
To był naprawdę niezwykły wieczór, a Marta z Michałem w pełni zasłużyli na Komplementy, którymi z przyjemnością obdarowywano ich po występie.
A ja tak myślę sobie, że zasłużył też na nie Marcin, który jest autorem wszystkich prezentowanych tu zdjęć, jak również sympatycznego wpisu na swoim blogu na temat tego piątkowego wydarzenia.
Przyznam się Wam, że ten ostatni piątek września nie zakończył moich muzycznych odkryć. W sobotę bowiem wybierałam się do Śródmieścia na zaproszenie nowo poznanej przeze mnie Joli. Miała prezentować tam swoje piosenki, akompaniując sobie samej na gitarze. Zaintrygowała mnie, zatem pomyślałam sobie, że to kolejne wydarzenie, które muszę ZOBACZYĆ…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz