Niesamowite, jak może zmienić się sposób postrzegania pewnych spraw – i to w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu dni. Ciekawe, czy podobne odczucia miała Jola z "Zagrody Ławeczki" , gdy 5 lat temu podejmowała decyzję, czy kupić w Lanckoronie … dom. Tak! Najprawdziwszy, niezwykle klimatyczny (stary) dom z otaczającym go ogrodem.
Owszem, można powiedzieć, że przeprowadzka z Krakowa to nie to samo, co ze stolicy – choćby ze względu na ilość dzielących miejsca kilometrów. Niezależnie jednak już od odległości… decyzja z pewnością do łatwych nie należała… A może wręcz odwrotnie?
W sumie to… chyba wierzę, że każdemu z Nas jest pisane jakieś określone miejsce na ziemi.
Tylko nie zawsze mamy szansę je odszukać. Patrząc na wyraz szczęścia malujący się na twarzy Joli – gdy nas witała w swoich progach – pomyślałam, że oto mam przed sobą Kobietę, która znalazła się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Nawet jeśli w danej chwili miała palce w mące i farszu – bo właśnie lepiła pierogi w towarzystwie swojej mamy oraz dwóch nieznanych mi Kobiet – zdawała się emanować wewnętrzną radością.
Tak!
Zdecydowanie miałam przed sobą Kobietę Spełnioną.
Wiele osób twierdzi, że „… pierwsze wrażenie robi się tylko raz… „.
Mnie – od pierwszych chwil naszego spotkania z Jolą – ujęła naturalna serdeczność. I troska o dobre samopoczucie Gości. Nawet tych, których zobaczyło się pierwszy raz na oczy – z Jolą znałyśmy się wcześniej tylko na płaszczyźnie wirtualnej i oczywiście wyłącznie za sprawą Marcina.
Postanowiłam „łapać chwile” i szybko dałam się skusić na odpoczynek w ogrodzie. Och… jak cudnie było wyciągnąć się na leżaku, skierować twarz w kierunku łagodnego o tej porze dnia i roku słońca i … pozwalać mu na wymalowywanie kolejnych złotych plamek na mojej twarzy.
Myślę, że mogłabym długo tak…
… siedzieć i wsłuchiwać się w radosny gwar głosów tych, którzy siedzą przy stole i lepią pierogi…
… rozkoszować się zapachem skoszonej tego samego dnia trawy…
… wyłapywać niezbyt głośne dźwięki wydawane przez przedstawicieli rodzimej fauny…
Gdybym miała władzę nad czasem, z pewnością zatrzymałabym te momenty, rzucając czar na wszelkie zegary.
Niemal wszyscy Goście natychmiast zebrali się wokół stołu. Na nim bowiem już pyszniły się różne warzywa, zachwycając swoimi kolorami: zaczerwienione jabłka, zielone ogórki, biała papryka, marchewka, ciemnozielona cukinia, malutkie kuleczki pomidorków, chrzan, czosnek, koper i różne przyprawy. Amatorzy kiszonek raźno zabrali się do pracy, wybierając spośród warzyw te, które lubili i które polecała Jola.
Przyjemnie było patrzeć, jak w skupieniu obierają i kroją, jednocześnie prowadząc niezobowiązujące pogawędki z pozostałymi osobami.
Słońce przeświecało przez liście stojącego obok drzewa, leciutki wietrzyk czasem pociągał za kosmyki włosów, a wokoło szumiał uspokajająco gwar głosów. Prawdziwie sielska atmosfera zapanowała w „Zagrodzie Ławeczki”, a ja miałam to uwiecznić na zdjęciach. Tak, ja.
Marcin przecież miał robić dla siebie kiszonkę. Przyznam, że byłam dość przejęta swoją tymczasową rolą „fotografa”. Obawiałam się, że zrobione przeze mnie zdjęcia będą nieudane. Szkoda byłoby pozbawić się w ten sposób pamiątki tych chwil. Szczególnie, że Marcin postanowił zrobić też kiszonkę dla mnie. Przygotowywał zatem dwa słoiki, często dopytując, jakie warzywa chciałabym mieć w swoim. Efekt Jego pracy można zobaczyć na zdjęciu.
Czekając aż ugotują się zrobione wcześniej przez Gospodynię i jej koleżanki pierogi, mogłam trochę rozejrzeć się po Zagrodzie. A było na co popatrzeć – w samym domu, jak i poza nim było do odkrycia tyle rzeczy.
Poznawałam też kolejne osoby zaprzyjaźnione z Gospodynią: Anię – u której odbył się wernisaż fotografii Marcina w sierpniu, Magdę – przybyłą do Zagrody prosto z warsztatów haftu (które prowadziła) „Dynie jak malowane” w swoim zachwycającym kolorami stroju, Mariusza – szkoda, że nie miałam okazji posłuchać Jego gry na gitarze. Miałam też okazję zobaczyć się z Anią i Małgosią, które spotkałam po raz pierwszy na prezentacji zdjęć Marcina w Warszawie. Dziewczyny oczywiście nie rozstawały się ze swoimi aparatami fotograficznymi.
To było prawdziwie relaksujące popołudnie, za które bardzo Ci Jolu dziękuję. Mam nadzieję, że będę jeszcze miała okazję odwiedzić Cię w Twoich Gościnnych Progach.
Żegnając się z Gospodynią i pozostałymi Gośćmi odczuwałam lekki żal. Trudno jest rozstawać się z Tymi, których się polubiło. Na osłodę miałam jednak myśl, że mam jeszcze przed sobą niedzielę i zdążę jeszcze zawitać w pewne miejsca. Najbardziej intrygowała mnie przestrzeń, która stała się miejscem wernisażu. Ania tak serdecznie zapraszała do Siebie, że już trudno było mi odgonić myśl:
„…muszę to ZOBACZYĆ…”
[wpis edytowano: 14.04.2019]
informacja:
prezentowane zdjęcia pozostają własnością ich autora; uzyskano zgodę na ich wykorzystanie we wpisach z 2018 roku (na czas współpracy)
Ależ cudnie się to czyta i ogląda.. dziękuję.Jola
OdpowiedzUsuńDziękuje!!Zaproszenie do Lanckorony - Łaśnicy nadal aktualne.
OdpowiedzUsuń