niedziela, 30 września 2018

GDY SIĘ CZEGOŚ PRAGNIE…

Dawno, dawno temu …
Myślę, że spokojnie mogłabym właśnie tak zacząć swoją opowieść. Wszak to było ponad 20 lat temu – choć dziś aż trudno mi uwierzyć, że tyle czasu minęło odkąd osiągnęłam pełnoletność. Wróćmy jednakże do początku, czyli…
Dawno temu w moim życiu pojawił się pewien niezwykły człowiek, który niezaprzeczalnie odcisnął swój ślad na postrzeganiu przeze mnie otaczającego świata. Mogę śmiało rzec, że był pierwszym moim mentorem, tudzież życiowym przewodnikiem. Inspirował, motywował do szukania własnych rozwiązań, wspierał w chwilach zwątpienia. Najbardziej jednak z tamtej znajomości utkwiły mi Jego słowa, które lubił powtarzać. A brzmiały one tak: „Paulina, pamiętaj… jeśli czegoś naprawdę pragniesz – tak z całego serca, to wtedy nawet ściany będą ci pomagać, abyś osiągnęła swój cel…” Niewykluczone, że dla kogoś czytającego te słowa, mogą one brzmieć dziwnie. Ja jednak nie raz przekonałam się, że siła pozytywnego myślenia – gdyż o to tu tak naprawdę chodzi – ma ogromną moc.

Gdy prawie dwa miesiące temu dowiedziałam się, że Marcin będzie miał swój pierwszy wernisaż fotografii, byłam pod ogromnym wrażeniem. Nie rozumiałam jednak, dlaczego zdecydował się zorganizować go tak daleko od Warszawy. Wspominam o tym zresztą tutaj.
Potem wszystko się wyjaśniło – wernisaż był częścią cyklicznego Festiwalu „Romantyczna Lanckorona”, który odbywa się w tym właśnie miasteczku w okolicach Krakowa. Niestety nie mogłam tam pojechać, aby na własne oczy ujrzeć to, co chciał zaprezentować. A nie będę ukrywać, że temat wystawy był intrygujący: „AbstrAKT Namiętności”. Więcej na ten temat można dowiedzieć się stąd.
I chyba wtedy zaświtał mi w głowie dość zwariowany pomysł, aby zorganizować podobne wydarzenie w Warszawie.

Dlaczego określiłam go jako „zwariowany”? Z wielu powodów. Jednym z nich był fakt, że moja znajomość z Marcinem dawno straciła na świeżości – że tak się wyrażę. Od czasów liceum (gdyż właśnie tam się poznaliśmy) minęły ponad dwie dekady i przez te lata prawie w ogóle nie mieliśmy kontaktu. Nic zatem dziwnego, że do mojej propozycji podszedł na początku z dużą nieufnością i nie było łatwo Go przekonać. Po drugie – choć w swoim życiu miałam okazję zorganizować kilka różnych eventów – nie miałam specjalnie doświadczenia w realizacji takich kulturalnych projektów. Zdarzyło się raz coś podobnego, ale było to prawie 8 lat temu. Po trzecie nie mieliśmy z Marcinem ani funduszy, ani koncepcji na miejsce, w którym moglibyśmy zorganizować tego rodzaju wydarzenie.

I tu wracam do znamiennych słów mojego dawnego Mentora. Okazało się bowiem, że jeśli się czegoś bardzo pragnie, to dzieją się niesamowite rzeczy. Nie tylko bowiem ukształtowała się koncepcja, jak bez większych kosztów zaprezentować zdjęcia Marcina. Udało się nam też – przy wsparciu Niezwykłych Ludzi – znaleźć cudowny lokal i w znacznym stopniu wzbogacić początkowy pomysł o kilka dodatkowych atrakcji. I to właśnie mogli zobaczyć Goście, którzy zdecydowali się przyjąć zaproszenie i pojawili się w dniu 27 września 2018 na Żoliborzu na wydarzeniu pt. „Głębia PRZEKAZ-u”.

To było dla mnie wyjątkowe spotkanie. Zyskałam nowe doświadczenia – jako pomysłodawca miałam bowiem okazję nie tylko przywitać przybyłych Gości,




ale także poprowadzić rozmowę z Marcinem na temat prezentowanych fotografii, która miała też na celu lepsze przedstawienie Jego osoby tym, którzy nie mieli okazji wcześniej Go poznać.





Udało się też przygotować kilka atrakcji – jedną z nich była „Czara sukcesu” podarowana specjalnie na to wydarzenie przez mojego Kolegę – Piotra ( generalnie bowiem skupiony jest na innym aspekcie swojego projektu – www.wishjar.pl ).






Pięknie ozdobiona czara zawierała opracowane z wielką starannością motywacyjne cytaty – takie, jak choćby te, którymi podzieliła się ze mną jedna z uczestniczek wydarzenia – Agata:
„Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro” – Jan Paweł II
„Szybko zrozumiałam, że nic, a w szczególności życie, nie jest nam dane na zawsze i jeżeli chcę coś zrobić, to teraz, zaraz, bo jutra może już nie być” – Martyna Wojciechowska

Kolejną atrakcją spotkania był mini koncert gitarowy w wykonaniu naszego Znajomego – Janusza (to m.in. dzięki Niemu dowiedzieliśmy się o cudownym Miejscu Aktywności Lokalnej - w którym zorganizowaliśmy nasze wydarzenie). Zanim jednak Janusz zaprezentował parę swoich piosenek, "odpytał" Marcina ze znajomości sprzętu fotograficznego z dawnych czasów. Też bowiem robi zdjęcia.



A potem zaskoczył wszystkich oprawą swoich występów (strój wędrowca był niesamowity) oraz wspólnym wykonaniem paru utworów ze swoją koleżanką – niezwykle energetyczną i uroczą Jolą, którą poznałam dopiero tego właśnie dnia.









Po tym radosnym występie udało się nam z Marcinem zaskoczyć z kolei Janusza. To była ta druga (tajemnicza) niespodzianka, o której wspominałam w wydarzeniu, promującym nasze spotkanie. Nie wszyscy bowiem wiedzieli, że w tym dniu Janusz miał urodziny. Mam nadzieję, że zarówno tort, jak i mały upominek od nas oraz wspólnie z Gośćmi zaśpiewane „Sto lat” sprawiły Mu przyjemność i będą dodatkowym miłym wspomnieniem




Po muzycznym występie nadszedł czas na towarzyska część wydarzenia, podczas której Goście mogli porozmawiać ze Znajomymi, jak również poznać nowe osoby. Ja ogromnie się cieszę, że miałam okazję spotkać się z kilkoma dawno niewidzianymi Przyjaciółmi. To był dla mnie prawdziwie niesamowity wieczór, który zachowam w pamięci i będę do niego jeszcze zapewne często wracać myślami. Mam nadzieję, że podobne odczucia miały wszystkie osoby, którego tego dnia pojawiły się na Żoliborzu.

Specjalne PODZIĘKOWANIA składam:
- Marcinowi – że zechciał mi zaufać i zgodził się zrealizować ten projekt wg mojego pomysłu
- Bogusi i Joasi (koordynatorkom MAL-u) – za ogromne wsparcie organizacyjne (przygotowanie przestrzeni + poczęstunek – muszę wziąć od Bogusi ten przepis na ciasto, które upiekła na tą okazję)
- Oldze (https://www.ibi.pl) – Partnerce wydarzenia za przepiękne pocztówki dla Gości i dobrą energię
- Januszowi – za muzyczną oprawę tego spotkania oraz Jego niesamowitą serdeczność i pomoc w odszukaniu magicznego miejsca, jakim jest dla mnie MAL
- Izie – naszej Koleżance z liceum, która zgodziła się uwiecznić na zdjęciach to wydarzenie i dzięki Niej będę mogła w każdym momencie znowu poczuć jego klimat (choćby wracając do tego wpisu)
- Piotrowi – za przygotowanie takiej fantastycznej niespodzianki, jaką była „Czara Sukcesu”

Serdecznie też dziękuję wszystkim Gościom za wspólnie spędzony czas i różne intrygujące rozmowy. Dzięki Wam wiem, że jeszcze wiele rzeczy… muszę ZOBACZYĆ




niedziela, 23 września 2018

TAKIE RZECZY TO TYLKO…

Zapewne o tym nie wiecie, ale Marcin ma w swojej garderobie taką fajną koszulkę



Moim zdaniem świetnie do Niego ten napis pasuje. I to nie tylko ze względu na talent fotograficzny. Ci, co Go trochę lepiej znają wiedzą, że ma duże poczucie humoru i niekiedy zwariowane pomysły.

Kiedy dowiedziałam się, że w moim ukochanym – bo tak już nazywam w myślach to miejsce – La Boheme odbędzie się spotkanie artystyczno-biznesowe, postanowiłam wreszcie się na nie wybrać. Marta Kuszakiewicz, która je organizuje wielokrotnie zapraszała mnie na te cykliczne spotkania, ale jakoś do tej pory nie miałam możliwości pojawić się na nich. W czwartek 20 września 2018 doszłam do wniosku jednak – w sumie to trochę właśnie za sprawą Marcina – że czas to zmienić i tym razem, choćbym miała stanąć na głowie, przyjadę.

Szczęśliwie dla siebie – bo zapewne przypłaciłabym to jakąś kontuzją – nie musiałam jednak robić aż takich akrobacji. Nieoczekiwany splot pewnych zdarzeń sprawił, że pojawiłam się na Żoliborzu i to nie aż tak spóźniona. Tym razem Los był po mojej stronie…

La Boheme przywitała mnie ponownie otwartą bramą, zielonym dywanem trawy i szpalerem nóg.



A na końcu tej drogi ujrzałam moich kolegów – Marcina i Łukasza. Jakże miło było znowu Ich zobaczyć. Goście powoli zajmowali swoje ulubione miejsca, a na mnie przy barze już czekała zielona herbata, przygotowana przez Ewę. Poczułam się tak, jakbym wracała do domu …

Niedługo później na scenie pojawiła się Organizatorka spotkania - czyli Marta, która po krótkim oficjalnym powitaniu zaprezentowała swój talent muzyczny.



Zaskoczyła mnie siła Jej głosu i niezwykle przyjemna barwa. To było piękne preludium tego niesamowitego wieczoru. Chwilę później bowiem, na scenę wkroczyły trzy Panie i Pan w uroczym kapeluszu, który od razu zasiadł przed klawiszami. Panie w osobie Asi, Kasi i Dorotki reprezentowały Teatr Improwizacji Afront, który miał uświetnić swoim występem to czwartkowe wydarzenie. Po krótkiej rozgrzewce dla publiczności – prawienie sobie nawzajem komplementów wprawiło nas bowiem w dobry nastrój – zaczęło się przedstawienie. Improwizowana piosenka z tematem blues’a w tle – odebrałam ją jako pewien ukłon w stronę cudownych Gospodarzy – ujawniła zarówno ładną barwę głosów Aktorek, jak i sporą dawkę wyobraźni.




Ale na to, co potem działo się na scenie, zupełnie nie byłam przygotowana. Kreatywność i poczucie humoru Dziewczyn nie tylko mnie obezwładniła swym wdziękiem. Publiczność niemal pospadała z krzeseł ze śmiechu, a artystki niemal niewzruszone tymi spontanicznymi reakcjami grały dalej, wywołując kolejne jego salwy. Sami się zresztą przekonajcie - film
Niezwykle spodobał mi się również improwizowany wiersz o tangu z morałem dla Panów. Tak, Goście długo jeszcze siedzieli rozbawieni, rozmasowując swoje brzuchy po tej swoistej śmiechowej terapii. Chwilę na złapanie oddechu po tym występie uświetniła kolejna piosenka Marty, wykonana wspólnie z Dorotką, która już wcześniej ujawniła miłą dla ucha barwę swojego głosu.



Kolejna część spotkania miała na celu prezentację przybyłych Gości. Każdy z nas miał zatem okazję poczuć się przez parę minut jak artysta, wchodząc na scenę i przemawiając do mikrofonu. Przyznam, że choć publiczność była pozytywnie nastawiona, miałam trochę tremy zanim przemówiłam. Szczęśliwie Marta siedziała obok, roztaczając wokół aurę spokoju swoją obecnością. Nie wiem jak wypadł ten mój "występ", ale chyba nie było źle – tak przynajmniej odebrałam ten uniesiony w górę kciuk Marcina, zanim zeszłam ze sceny. Taka konwencja spotkania pozwoliła mi trochę lepiej poznać pozostałe osoby i potem już było łatwiej nawiązać indywidualne rozmowy. A Goście byli naprawdę ciekawi.

Najbardziej zaintrygowała mnie osoba Agnieszki, która nie tylko tworzy interesujące kolekcje ubrań, ale również organizuje pokazy mody dla osób trochę starszych – takich właśnie: http://agapou.com/seniorzy/ Agnieszka z kolei współpracuje blisko z kolejną intrygującą panią, którą jest Magdalena prowadząca swojego bloga http://perlywwielkimmiescie.pl. Z przyjemnością ponownie spotkałabym się z Nimi, aby dowiedzieć się więcej o Ich działaniach – niestety w czwartek nie miałam na to zbyt wiele czasu.

Koniec wydarzenia uświetnił występ koleżanki Marty, która wraz ze swoim Przyjacielem zaśpiewała po latach – okazało się bowiem, że dawno już tego nie robiła – dwie piosenki. Słuchając Jej doszłam do wniosku, że faktycznie powinna wrócić do muzyki. Posiada naprawdę imponującą skalę głosu.





To był kolejny cudowny wieczór – a na usta cisną mi się słowa: „Takie rzeczy to tylko… w La Boheme”

Wkrótce znowu będzie dobra okazja, aby się tam pojawić. Już w najbliższy piątek 28.09.2018 swój występ muzyczny będzie miała Marta. Intryguje mnie ten koncert z motywem „Armstrong i Dziewczyna” - na tyle, że znowu to powiem: muszę to ZOBACZYĆ

Chciałabym, aby Marcin znalazł czas i poszedł tam ze mną. Z pewnością powstanie z tego kolejny ciekawy fotoreportaż.


środa, 19 września 2018

Z MIŁOŚCI DO …

Jakiś czas temu Marcin – widząc jeden z moich postów na fanpage’u informujący o koncertach Dawida Podsiadło – zażartował sobie, że się chyba "umuzykalniłam". Odpowiedziałam Mu wtedy, że raczej się umuzykalniam, bo jest to zdecydowanie bliższe prawdy. Mimo bowiem pewnej wrażliwości na dźwięki niespecjalnie znam się na muzyce. Owszem, mam swoich ulubionych artystów – ostatnio odkryłam dla siebie twórczość Kortez’a, którego utwory zauroczyły mnie zarówno linią melodyczną, jak i tekstami.

Gdy zatem dowiedziałam się od mojego Znajomego – Janusza – o koncercie Joasi Mioduchowskiej, która nierzadko sama pisze słowa do śpiewanych piosenek, poczułam się mocno zaintrygowana. Przyznam, że nie słyszałam wcześniej o tej artystce. Jednak euforyczna niemal rekomendacja ze strony Janusza skłoniła mnie do tego, aby zapoznać się z informacjami zamieszczonymi w polecanym wydarzeniu. I to, co przeczytałam sprawiło, że poczułam ogromną chęć pojawienia się na tym koncercie. Okazało się, że Joasia należy do warszawskiej grupy literacko-muzycznej „Terra Poetica”. Dużym zaskoczeniem dla mnie była informacja, że Jej teksty były wykorzystywane m.in. przez zespół Elektryczne Gitary - przykładowo piosenka pt. „Ja mam szczęście” w filmie i na płycie „Kilerów dwóch”. W listopadzie 2015 nakładem Wydawnictwa „Ballada” została natomiast wydana debiutancka płyta Joanny pt. „Bujam w obłokach” z Jej autorskimi utworami, którą docenili zarówno miłośnicy nurtu Piosenki Literackiej, jak i muzyki Country. Nic dziwnego, że moje zaciekawienie osobą artystki sięgnęło niemal zenitu.

Dodatkową atrakcją miało okazać się miejsce koncertu. Podobno bowiem na warszawskim Żoliborzu istnieje swoista mekka Artystów – pracownia malarska pod wiele znaczącą nazwą "La Boheme". Perspektywa spędzenia sobotniego wieczoru w takim otoczeniu skusiła także Marcina, który jest wyjątkowo wrażliwy na sztukę. Nie musiałam go zatem specjalnie namawiać, aby zgodził się towarzyszyć mi ze swoim nieodłącznym aparatem.

"La Boheme" przywitała nas otwartą bramą i ogrodem, w którym oprócz rosnących orzechów, psotnie upuszczających na wchodzących swoje owoce, stały rządkiem



nogi. Tak, właśnie nogi. Czyje? Nie wiem. Zapomniałam o to zapytać. Może to taka artystyczna wizja stałych bywalców, którzy jak już raz tu zajrzeli – lokal mieści się w garażu – to utknęli na dobre? W sumie to wcale im się nie dziwię. Miejsce jest prawdziwie niesamowite i z przyjemnością będę tu wracać.

Na ścianach wiszą obrazy Ewy, która każdego gościa wita niezwykle serdecznie i od samego początku otacza swoją troską i uwagą.






Bogaty w różnorodne przedmioty wystrój wnętrza sprawiał, że mój wzrok przeskakiwał w oczarowaniu z jednego miejsca na drugie. I co chwila odkrywałam kolejny urokliwy element. Jak choćby ten – wyjątkowo mi zresztą bliski.



Marcin też był chyba pod dużym wrażeniem miejsca, bo co chwila słyszałam charakterystyczny "klik". Jeśli macie chęć sprawdzić, co takiego ciekawego dla siebie wypatrzył, zajrzyjcie na Jego blog.
Tak niesamowite otoczenie



i widok wciąż nowych osób, które wydawały się bardzo zaprzyjaźnione z Gospodarzami sprawił, że godzina koncertu szybko nadeszła.

I wierzcie mi lub nie, ale… gdy zabrzmiał głos Joasi w pierwszej piosence, siedziałam do samego końca jak zahipnotyzowana. Delikatny, niemal aksamitny, przyjemnie wibrował mi w uszach, obiecując kolejne muzyczne doznania. Czasem rozbrzmiewał wesoło, niekiedy zniżał się do takiego specyficznego szeptu i wirował w zaczarowanym tańcu przy dźwiękach gitar – samej Artystki i akompaniującego Jej Pana Mirka. To naprawdę trudno ująć w słowa. To trzeba po prostu usłyszeć samemu.

Urzekła mnie też sama osobowość Joasi – Jej szczery, radosny uśmiech podczas śpiewania, poczucie humoru (bo zdarzyło się kilka zabawnych pomyłek w tekstach) i taka naturalna skromność, która charakteryzuje prawdziwe Talenty.





Miłym akcentem pod koniec tego wspaniałego wieczoru był wspólny występ Joasi i Krzysztofa z Tkaczyk Trio. Niezwykle ciepły i spokojny głos Krzysztofa cudownie komponował się z delikatnym głosem Joasi, roztaczając wokół magiczny urok. Zerkając czasem na innych Gości widziałam, że i oni siedzieli oczarowani podobnie jak ja.



Dawno nie miałam okazji uczestniczyć w tak niezwykle klimatycznym koncercie. Poruszył we mnie struny, o których nie miałam pojęcia, wprowadził w zupełnie inny świat. Minęło już kilka dni od soboty i tamte odczucia powinny niby trochę przygasnąć… A ja wciąż na samo wspomnienie tamtych chwil w "La Boheme", znowu czuję się tak jak wtedy. Rozmarzona, urzeczona i chyba jeszcze bardziej wrażliwa na dźwięki.
Krzysztof wspomniał mi w sobotę, że jeszcze nie raz zagrają wspólnie z Joasią – jeden z takich koncertów jest zaplanowany na 10 listopada 2018, oczywiście w tym samym miejscu. Wiecie o czym myślę, prawda?
TAK, muszę to znowu ZOBACZYĆ.


poniedziałek, 17 września 2018

ZRÓB KROK DO PRZODU

Znacie ideę charytatywnego spaceru?
Jestem pewna, że kiedyś o takim słyszeliście. W końcu zorganizowano w Polsce już 10 takich wydarzeń. Tak, tak… Okazało się, że Ecco Walkathon w sobotę 15 września 2018 obchodził swoją okrągłą rocznicę, wracając do Warszawy po 5 latach nieobecności.

Dla mnie to był zaledwie trzeci. Ale jeden z uczestników przyznał się na forum, że uczestniczył w 9 takich spacerach. Wow! Cóż za Gość! Niewykluczone, że ten właśnie Pan w dużym stopniu przyczynił się do wyniku Polaków. Podobno bowiem Ci, którzy brali do tej pory udział w tego rodzaju imprezach pokonali wspólnie dystans, który  można przyrównać do 31 okrążeń ziemi… Niesamowite, prawda? Nie wiedziałam, że ktoś prowadzi takie statystyki. Patrząc jednak na zgromadzonych ludzi – co będzie widać na zamieszczonych poniżej zdjęciach – wydaje mi się to całkiem prawdopodobny wynik.

Kiedy wysiadłam w ten sobotni poranek niedaleko siedziby Trójki Polskiego Radia



 – poczułam miłe podekscytowanie. Potęgował je widok innych ludzi zmierzających w tym samym kierunku co ja, aby odebrać swój pakiet startowy.





W tym roku pieniądze z "wychodzonych" przez uczestników kilometrów miały wspomóc dwie Fundacje: Fundację TVN „Nie jesteś sam” oraz Fundację Radia ZET, której ambasadorem był wyluzowany i otwarty – jak zwykle – p. Szymon Majewski, chętnie pozujący do zdjęć




Można było też wesprzeć działania Fundacji Panda, która realizuje program "Alpakoterapia w ZOO". Jest to przynosząca efekty terapia autyzmu, chorób psychicznych, zaburzeń ruchu, nadciśnienia, depresji, ADHD, nerwicy, porażenia mózgowego, czy zespołu Downa poprzez kontakt z niesamowitymi zwierzakami, jakimi są alpaki. Wystarczyło tylko w określonym czasie – do dnia 15.09.2018 - wgrać dowolne swoje zdjęcie ze spaceru, aby wspomniana fundacja otrzymała od Organizatorów 40 zł za każde z nich.




Park Agrykola powoli się zapełniał i to nie tylko warszawiakami. Byłam zaskoczona, że do stolicy na to wydarzenie zjechali ludzie z różnych stron Polski (mocno widoczna była ekipa z Zabrza – pozdrawiam przy okazji), a nawet i spoza naszego kraju (w czerwonych koszulkach).




Po cudownie energetyzującym koncercie Kamila Bednarka - wyruszyli Ci, którzy podobnie jak ja postanowili pokonać trasę 10 km.






I choć pogoda w sobotę była wyjątkowo rozkapryszona (czasem słońce, czasem deszcz) wszystkim dopisywały humory i raźno maszerowali przed siebie. Znakami rozpoznawczymi były zawieszone na szyjach identyfikatory oraz szare torby z niedużym logo firmy, organizującej to wydarzenie. I może to trochę dziwnie zabrzmi, ale… choć sama wybrałam się na ten spacer, zupełnie tej samotności nie odczuwałam, krocząc wśród nieznajomych mi osób.

Na trasie, która przebiegała od pl. Na Rozdrożu, przez Aleje Ujazdowskie, Rondo de Gaulle’a, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Stare Miasto, bulwary Wiślane i Wybrzeże Kościuszkowskie, aż do Portu Czerniakowskiego i potem wzdłuż Kanału Piaseczyńskiego do samej mety, czekały na mnie różne niespodzianki. Zarówno przygotowane przez Organizatorów atrakcje, jak choćby te




jak również trochę przypadkowe – ale będące miłym akcentem tego spaceru







Koniec spaceru stanowił prawdziwy sprawdzian wytrzymałości,



jednak widok Stadionu Legii



podnosił na duchu, zwiastując koniec tej niezwykłej wędrówki. Jeszcze tylko ileś tam kroków i… moim oczom ukazał się cel



Dziś wiem, że ten sobotni spacer zakończył się całkiem niezłym wynikiem: 364 944 zł wychodzili uczestnicy na rzecz obu - wspomnianych na początku - fundacji, a wgrane przez chętnych zdjęcia przyniosły Fundacji Panda okrągłe 40 000 zł. Jakże przyjemna jest świadomość, że miałam w tym swój udział.

Mam nadzieję, że Ci którzy natrafią na ten mój dzisiejszy wpis złożą sobie samym małą obietnicę, wypowiadając przykładowo takie słowa: „W przyszłym roku muszę to ZOBACZYĆ”.

Naprawdę warto podarować coś od siebie.