Jest takie powiedzenie: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”.
Jakże to prawdziwe i…
Zdarza się nam podziwiać talenty Innych Ludzi, niekiedy może nawet zazdrościmy Im pewnych umiejętności. Niekiedy skrycie marzymy o tym, aby też czymś się wyróżnić, ale nie wiemy do końca czym. A przecież w każdym człowieku drzemią jakieś talenty. Może tylko czasem są gdzieś głęboko w nas ukryte, nieuświadomione, uśpione. Nam natomiast niekiedy brakuje wiary w to, że faktycznie je posiadamy i możemy rozwijać. Podejrzliwie podchodzimy do słów pochwały, nie wierząc w szczerość usłyszanych od innych osób komplementów. A przecież wystarczy trochę zmienić swoje nastawienie, odważyć się i poszukać w sobie tego daru, a potem go rozwijać z ufnością we własne możliwości.
Bardzo cenię ludzi, którzy podjęli takie wyzwanie – są dla mnie wzorem, motywują do odkrywania w sobie czegoś nowego.
Kiedy Marcin wspomniał mi o zaproszeniu na finisaż Agnieszki Sobczyńskiej
Jakże to prawdziwe i…
Zdarza się nam podziwiać talenty Innych Ludzi, niekiedy może nawet zazdrościmy Im pewnych umiejętności. Niekiedy skrycie marzymy o tym, aby też czymś się wyróżnić, ale nie wiemy do końca czym. A przecież w każdym człowieku drzemią jakieś talenty. Może tylko czasem są gdzieś głęboko w nas ukryte, nieuświadomione, uśpione. Nam natomiast niekiedy brakuje wiary w to, że faktycznie je posiadamy i możemy rozwijać. Podejrzliwie podchodzimy do słów pochwały, nie wierząc w szczerość usłyszanych od innych osób komplementów. A przecież wystarczy trochę zmienić swoje nastawienie, odważyć się i poszukać w sobie tego daru, a potem go rozwijać z ufnością we własne możliwości.
Bardzo cenię ludzi, którzy podjęli takie wyzwanie – są dla mnie wzorem, motywują do odkrywania w sobie czegoś nowego.
Kiedy Marcin wspomniał mi o zaproszeniu na finisaż Agnieszki Sobczyńskiej
Wydarzenie odbywało się w Miejskim Ośrodku Kultury w Legionowie. Pogoda tego dnia nie była jednak zbyt łaskawa. Niby zimno nie było, ale chmury były jakieś smutne i co chwila roniły cienkimi strumyczkami łzy. Spacer uliczkami miasta nie należał zatem do specjalnie sympatycznych, dlatego dość szybko ukryliśmy się w miejscu „docelowego przeznaczenia”. Godzina była jeszcze dość wczesna i w Ośrodku było niewiele osób. Dzięki temu jednak, mogłam w spokoju rozejrzeć się po nieznanych mi wcześniej wnętrzach. Spodobała mi się ta przyjazna przestrzeń, w której dodatkowo pobrzmiewały cichutkie dźwięki instrumentów.
Mój wzrok szybko jednak powędrował w stronę kolorów. Okazało się, że niespodzianek – zaproszenie na finisaż też pojawiło się znienacka – będzie tej soboty dużo więcej.
Dawno nie miałam okazji uczestniczyć w wystawie obrazów. A już takiego niemal sam na sam z wizjami artystów, to już nie pamiętam. A w tamtej chwili mogłam spokojnie wpatrywać się w nie i doświadczać różnorodnych emocji.
Największą moją uwagę przykuły te:
Szczególnie ten ostatni na dłużej mnie przy sobie zatrzymał, wywołując co chwilę zupełnie inne skojarzenia. Idąc śladami wystawionych obrazów powędrowałam schodami na piętro. A tam już czekały plakaty Agnieszki.
I wreszcie ten, który promował tegoroczne wydarzenie w Miejskim Ośrodku Kultury. Och, jakże żałowałam, że informacja na temat Mazowieckiego Jazz Jam Legionowo dotarła do mnie z takim opóźnieniem. Muzycznych wydarzeń było bowiem naprawdę dużo.
Lubię jazz, ale tak naprawdę to jednak nie znam wielu rodzimych artystów.
Z plakatów uśmiechały się do mnie nazwiska, które niestety w większości przypadków nie mówiły mi prawie nic. Tym niemniej zafascynował mnie sposób, w jaki zachęcały do poznania ich twórczości i udziału w określonym wydarzeniu. Agnieszce udało się zarówno zachować taką własną "kreskę" – plakaty są na swój sposób podobne w swoim wyrazie, a jednocześnie uchwycić tą wyjątkowość każdego z artystów.
Podziwiam ją za ten talent i mam nadzieję, że będę miała okazję zobaczyć jeszcze jej graficzne obrazy. Tym bardziej, że sama Autorka jest niezwykle sympatyczną i skromną osobą. Od pierwszej chwili bardzo Ją polubiłam – może przede wszystkim za ten piękny uśmiech?
Wydarzenie przyciągnęło – mimo niezbyt ładnej pogody i wieczorowej pory – całkiem sporą rzeszę spragnionych wrażeń artystycznych osób.
Można było bowiem nie tylko nasycić zmysł wzroku, ale także i słuchu. Na ten dzień zaplanowano bowiem dwa koncerty, o których zupełnie nie wiedziałam. Okazuje się jednak, że świat jest pełen przyjaznych Ludzi. Mimo braku zaproszeń, mogliśmy wziąć udział w muzycznym jazzowym przedstawieniu, w którym występował „Mateusz Smoczyński Quintet”.
Jak było?
Rewelacyjnie! – ale to chyba lepiej przedstawi Marcin.
Nie wiem tylko kiedy zamieści swój wpis, bo ... aktualnie jest w moim ukochanym La Boheme - na jednym z koncertów...
Kiedy wracałam do domu miałam głowę pełną przeróżnych myśli. Obiecałam sobie wtedy, że będę uważniej śledziła informacje – szczególnie chyba te zamieszczane na stronie Promu Kultury Saska Kępa.
Zatęskniłam chyba za jazzowymi klimatami, gdy rolę główną pełnią instrumenty i to one śpiewają dla słuchaczy. W nadchodzący wtorek odbędzie się kolejny koncert.
Ja niestety chyba jednak nie dam rady się na nim pojawić.
Ale złożona obietnica wciąż obowiązuje – jeśli przyrzekłam sobie, że muszę ZOBACZYĆ kolejne jazzowe koncerty, to … wypadałoby słowa dotrzymać, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz