Gdy dowiedziałam się, że zagości tu ponownie Joasia Mioduchowska, nie mogłam sobie odmówić przyjemności wysłuchania Jej piosenek. Szczególnie, że chyba zawsze podczas występów u Blusów towarzyszy Artystce, fantastycznie grający – a niekiedy też rewelacyjnie improwizujący – na gitarze Facet o życzliwym sercu, choć to 100% Kozak ...
Dodatkową motywacją była dla mnie zapowiedziana obecność wokalisty Tkaczyk Trio. Wiem, że się powtórzę, ale … bardzo lubię słuchać utworów śpiewanych wspólnie przez Joasię i Krzyśka. Ich głosy tak wspaniale się wzajemnie dopełniają.
Niekiedy przywodzą mi na myśl tancerzy. Takie dwa osobne, urzekające barwą byty, które wspólnie tworzą coś jeszcze piękniejszego. Och, nie raz miałam okazję prawdziwie się w nich zasłuchać i odpłynąć myślami gdzieś w nieznane.
Nikogo zatem nie zdziwi chyba, że liczyłam na podobne doznania w sobotę.
A jeszcze jakby tych wspomnianych ‘Cudowności’ było mało, Joasia zaplanowała jeszcze jedną niespodziankę. Przyznam, że ta wyjątkowo mocno podziałała na moją wyobraźnię. Była bowiem niemal jak podarunek z małą osobistą dedykacją.
Jeśli nie zajrzeliście do powyższego linku, bądź niewiele Wam on wyjaśnił – to może ta wskazówka okaże się cenna.
Gościem drugiej części koncertu miał być pan Robert Bielak, zwany niekiedy w niektórych kręgach „Człowiekiem z zaczarowanymi skrzypcami”.
Domyślacie się zapewne, że po takiej informacji moja ciekawość zwiększyła obroty i to specyficzne ‘mruczenie’ – jakie czasem wydają samochody – narastało mi w głowie z każdym dniem. Szczęśliwie doczekałam jakoś soboty i dotarłam do La Boheme chwilę przed rozpoczęciem występu. Zdążyłam przywitać się ze Znajomymi, usiąść przy barze tym razem i … znowu się jeszcze w coś zapatrzeć
Niedługo potem zabrzmiały pierwsze dźwięki harmonijki ustnej i dwóch gitar. A uszy zgromadzonej publiczności zaczęły pieścić delikatnie nie tylko instrumenty, ale także słowa.
To za to połączenie tak lubię przychodzić na koncerty Joasi oraz Krzyśka. Repertuar Artystki jest dość zróżnicowany. Własną muzykę tworzy zarówno do utworów takich klasyków, jak: B. Leśmian, J. Iwaszkiewicz lub A. Asnyk, jak i współczesnych Poetów, z którymi nierzadko jest zaprzyjaźniona. Należą do nich m.in. Roma Rappe, Andrzej Kubiak i Jacek Sabatowicz oraz Tadeusz Knyziak, którego i ja mam przyjemność znać.
Niezwykle mnie natomiast ucieszyło, że podczas sobotniego koncertu pojawiły się też piosenki, do których tekst napisała Kobieta będąca dla mnie inspiracją, czyli Zosia Pągowska. Jakże cudownie brzmiały śpiewane w duecie z Krzyśkiem w trakcie pierwszej części występu, przy akompaniamencie niezrównanego Mirka.
Druga część koncertu z kolei, ujawniła w pełni niezwykły talent nieznanego mi wcześniej Muzyka.
A ja po raz kolejny uległam czarowi skrzypiec. Szczególnie, że te pana Roberta wyglądały dość ciekawie – po raz kolejny dziękuję Jarkowi za udostępnienie zdjęć.
Tak teraz przywołuję obraz tego wieczoru:
mnogość ciepłych kolorów, rodzinną niemal atmosferę, słowa nad którymi można się zadumać, hipnotyzujące dźwięki różnych instrumentów, otwartość nowo poznanych ludzi i tak sobie myślę:
„No … to była czysta poezja …”
Dziś takiego klimatu z pewnością nie doświadczę.
Nie znam co prawda jeszcze takiego miejsca, jak Klub Chłodna 25 w Warszawie, ale spodziewam się zgoła innych doznań muzycznych. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie doszła do wniosku, że muszę ZOBACZYĆ pewną … podobno bardzo muzycznie utalentowaną grupę zawodową.
Czuję się prawdziwie zaintrygowana …