niedziela, 31 marca 2019

To jak to jest z tymi ...

Jeśli zdarzyło się Wam czytać więcej niż raz, teksty tu przeze mnie publikowane, to … możliwe, że już wyrobiliście sobie zdanie na temat mojej osoby. Też mam takowe – to miał być żart, jakby coś …

Mówiąc jednak bardziej poważnie …
Dziś naszła mnie taka myśl, że choć dość często podkreślam, jak istotną rolę w moim życiu pełnią słowa, to – i ja niekiedy tracę kontrolę nad niektórymi swoimi wypowiedziami.
Przykład? Bardzo proszę.

Czasem – opowiadając o czymś Komuś – zdarza mi się wspomnieć o roli ‘Przypadku’ w tym zdarzeniu. Choć tak naprawdę, coraz częściej skłaniam się ku myśli, że ten wspomniany ‘Przypadek’, to tak naprawdę wyłącznie wypadkowa podejmowanych przez nas samych, decyzji. Od tego, czy zechcemy zareagować na jakiś „Bodziec” w danej chwili, wybierając jedno z dwóch: „TAK? - czy - NIE?”, będzie w dużej mierze zależało to, co nas później spotka. Niejednokrotnie tego doświadczyłam. Tak było i tym razem. O tym jednak – za chwilę, gdyż teraz właśnie nastąpi …

… delikatna zmiana tematu - choć dość istotna dla całej sprawy. Otóż:

Muzyka chyba nigdy nie odgrywała w moim życiu jakiejś wyjątkowej roli. A na pewno byłaby na niższej pozycji, niż słowa – gdybym miała stworzyć listę obszarów, które wzbudzały i nadal wzbudzają we mnie emocje. Byłam w stanie rozpoznać określone jej gatunki; niektóre nawet potrafiły mnie na dłużej zauroczyć – choćby jazz, blues, czy muzyka klasyczna – a myślę tu głównie o koncertach chopinowskich, na które od zeszłego roku znowu zaczęłam chodzić. Ale … Opera?!

- Ekhm … Nieee … dziękuję – taka zwykle była moja odpowiedź.
No, cóż … jakoś nie przemawiały do mnie – wręcz raniły moje uszy – wysokie dźwięki, wydobywające się z ust Solistek, tudzież Kobiecego Chóru … – Nieee… zdecydowanie nie moje klimaty.

Wyobraźcie sobie zatem, jakie było moje zaskoczenie, gdy – przez przypadek (Ekhm…) – dołączyłam do projektu pt. „Spotkania z Muzyką Polską – Moniuszko”, który miał na celu nie tylko przybliżenie twórczości tego Wielkiego Kompozytora, ale także miał wymiar społeczny – integrację pokoleń w trakcie udziału w koncertach operowych. Piękna Idea, czyż nie?

Celem Zespołu – w skład, którego weszłam – było dotarcie do szeroko rozumianych Ośrodków Kultury w różnych Dzielnicach Warszawy i przekonanie ich, aby udostępnili u siebie przestrzeń wraz z odpowiednim wyposażeniem i nagłośnieniem na koncerty operowego małżeństwa: Magdy i David’a z akompaniamentem niezwykle utalentowanej Anny Hajduk – w ubiegłym roku miała swój koncert chopinowski w Łazienkach - do tej pory żałuję, że wtedy nie dotarłam ... – na fortepianie.

Należało też oczywiście wciągnąć tych Partnerów do współpracy pod kątem promocji samego wydarzenia. Wszak należało pamiętać, że projekt organizacji – darmowych na dodatek – koncertów zakładał udział w nich, jak największej liczby osób w różnym wieku. Z takim Wspólnikami było to możliwe. Jako Podmioty Publiczne – działające nierzadko pod skrzydłami miasta, jako Miejsca Aktywności Lokalnej – niewątpliwie miały sporą własną ‘moc sprawczą’ – że tak to trochę żartobliwie ujmę … Znały przecież lokalną Społeczność, która chętnie korzystała z oferty różnych zajęć i aktywności.

Wracając jednak do wątku … jak można się domyślać byłam dość sceptycznie nastawiona do tego „Operowego Projektu” – jak zaczęłam go nazywać w myślach. Niezręcznie było mi jednak się wycofać – szczególnie, że nikt tak naprawdę nie zmuszał mnie do tego, abym uczestniczyła w samych koncertach. Te bowiem odbywały się w różnych częściach Warszawy i o różnych porach.
Gdy jednak osobiście poznałam Magdę – radosną, spontaniczną, przyjacielsko nastawioną i ciekawą opinii innych osób, nawet do tej pory nieznajomych – postanowiłam wybrać się jednak na jeden z Ich występów. Okazja nadarzyła się stosunkowo wcześnie...

Jakie były moje wrażenia? Jeśli jesteście naprawdę tego ciekawi, możecie zajrzeć do moich wspomnień

Teraz może zastanawiacie się, do czego właściwie zmierza ta moja - na pozór chaotyczna - "pisanina". Spokojnie, wykażcie się jeszcze pewną dozą cierpliwości. Za chwilę wtajemniczę Was w dalszy ciąg całej tej niezwykłej Historii. Nie traćmy zatem czasu ...

Znajomość z Magdą zapoczątkowała ciąg - niemal bajkowo brzmiących - zdarzeń.
Pierwszym było zaproszenie na VIP-owską część Wernisażu pewnego nieznanego mi wtedy, szwajcarskiego fotografa – Patrice’a Fileppi


Jak się zapewne domyślacie – a zwracam się teraz głównie do Tych, którzy naprawdę trochę mnie znają – Ciekawość znowu! zawładnęła moją duszą. [ Ha! Ha! Ha! ]. A ponieważ generalnie nie mam problemu, aby wyjść gdzieś sama, postanowiłam skorzystać z tego niespodziewanego zaproszenia. A potem przyszło mi do głowy, że nie zaszkodzi zapewnić sobie jednak kogoś Miłego do towarzystwa. A jako, że w moim bliskim otoczeniu pojawiło się ostatnio trochę osób o fotograficznych pasjach, postanowiłam skontaktować się w pierwszej kolejności oczywiście z nimi – z zaproszenia mogła skorzystać Małgosia, która nieodłącznie kojarzy mi się z pewnym Wyjątkowym Zakątkiem na mapie Polski.

A dlaczego właściwie wzbudziła się we mnie wspomniana ‘Ciekawość’??
Zaglądając do wydarzenia przeczytałam takie oto słowa:
„(…)" Viens voir les comediens" to 20 zdjęć zainspirowanych muzyką Charles'a Aznavour'a.(…)"
- Świetnie! – pomyślałam … kolejne nazwisko, które kompletnie nic mi nie mówi.

Od czego jest jednak internet – ten szybko uświadomił mi, o jaką postać chodzi. Przyznam się Wam, że im głębiej drążyłam temat, tym bardziej mnie wciągał. Szczególnie, że była z tym powiązana całkiem ciekawa historia – otóż, jak podaje źródło:
„(…) Podczas jednego z pobytów za granicą, daleko od zgiełku świata, Fileppi usłyszał piosenkę "Comme ils disent… " ("Jak to oni mówią"), potem posłuchał jej jeszcze raz i jeszcze raz, smakując słowa nasiąkał historią i melodią. Coś zaskoczyło, postanowił przełożyć arcydzieło na obrazy a jego kreatywność zaczęła szybować. Cztery lata później doprowadziła go do wyboru dwudziestu utworów, które zainspirowały tyleż fotografii. Fragmenty tekstów Aznavoura podkreślają kontury każdego ze zdjęć (…)”

Co mogłam w tamtej chwili pomyśleć? Nie trudno zgadnąć, że w głowie zatańczyły te słowa: muszę to ZOBACZYĆ

Wierzcie mi – naprawdę warto wybrać się na tę wystawę zdjęć - ja bardzo się cieszę, że mogłam tam być.




Jeżeli potrzebujecie czasu na podjęcie decyzji, to ... jest go trochę. Ale nie znowu aż tak wiele. Wystawa jest dostępna do 14 kwietnia 2019 (środa – niedziela w godz. 14.00 – 20.00) w Centrum Sztuki RIO – ul. Piękna 66 a, czyli bliżej ul. Chałubińskiego – jeśli znacie Warszawę.

Co ja czułam, rozglądając się po otaczającej mnie przestrzeni? Czułam się trochę jak … Odkrywca.
Fotografie - zgadniecie, jaki ta ma tytuł?


są bowiem podpisane, ale …


Ano właśnie! Po francusku, którego ja oczywiście … „ni w ząb”. Szczęśliwie pomocną dłoń wyciągnęła do mnie wtedy jedna z Tłumaczek. Potem jeszcze dowiedziałam się, że mam szansę samodzielnie odkryć tajemnice fotografii. Organizatorzy przygotowali specjalnie na tą okazję foldery w kilku językach, z których Goście mogli swobodnie korzystać.


Poszłam za przykładem innych i wkrótce włączyłam się aktywnie w tą ... "fotograficzno-detektywistyczną zabawę".
A im dłużej przyglądałam się kolejnym zdjęciom, tym więcej pytań do ich Autora pojawiało mi się w głowie. Nie było rady, trzeba było poprosić o pomoc towarzyszącą Bohaterowi wydarzenia, tłumaczkę. Początkowo z pewną obawą rozpoczęłam tą trójstronną konwersację. Jakoś tak dziwnie się jednak czułam, oczekując w napięciu na odpowiedzi.Szybko jednak okazało się, że zarówno Artysta, jak i Tłumaczka mają w sobie to, co i mnie jest dość bliskie: Otwartość i Poczucie Humoru J To oczywiście sprawiło, że prawie zapomniałam o tym, że nic nie kumam po francusku i udało mi się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Ot, Magia Osobowości …

Gdy dołączyła do mnie Małgosia – Liderka Projektu Rok w Lanckoronie – miałam już jakieś swoje zdanie na temat prezentowanych prac. Tym niemniej fotograficzne oko Małgosi dostrzegło kilka rzeczy, na które ja nie zwróciłam uwagi – a to zainicjowało kolejną rozmowę z Artystą.
Na samo wspomnienie tych chwil, uśmiech wypływa mi na policzki. Patrice jest na serio Uroczym Człowiekiem, z którym może ciekawie porozmawiać nawet taki Amator Fotografii – jak ja.

Wystawa – przypominam Zainteresowanym – potrwa w Centrum Sztuki RIO (ul. Piękna 66 a - od strony ul. Chałubińskiego) do 14 kwietnia w dniach: środa – niedziela w g. 14 – 20.

Jeśli się pojawicie, będziecie mogli przyjrzeć się z bliska tym zdjęciom, które na mnie zrobiły największe wrażenie i były przedmiotem naprawdę interesujących rozmów z Patrice’em. Jedno z nich prezentuje się tak:


Co do drugiego to ... niestety wśród moich w miarę udanych fotek, został tylko opis z folderu. Warto znaleźć to zdjęcie i porozmawiać o historii jego powstania. Mnie osobiście efekt pracy - nie tylko w sumie samego Artysty - naprawdę urzekł. A teraz włączcie ... Wyobraźnię



Czy to już koniec opowieści? – Ktoś odważny mógłby zapytać.
Absolutnie NIE! To może jedynie jej Druga Część

Postanowiłyśmy bowiem z Małgosią, wykorzystać okazję i trochę jeszcze czasu spędzić w swoim towarzystwie. Nie spodziewałam się jednak tak … Inspirujących, a jednocześnie bardzo konkretnych Rozmów J
Z pewnością miałam przed sobą – choć może i bez oficjalnego tytułu – następną w moim bliskim otoczeniu Charyzmatyczną Kobietę.

Pamiętam, że ktoś kiedyś zacytował w moim otoczeniu ... takie oto słowa:
„zawsze szukaj towarzystwa lepszych od siebie”.
Zgadzam się w pełni z tym poglądem i może właśnie dlatego tak mnie cieszy współpraca z Tym - wspomnianym wyżej - Zespołem Projektowym. Kilka dni temu zaowocowała taką oto … Notatką 
I ... rzecz znamienna.
Już za kilka dni wypełnię jedno z dwóch tegorocznych postanowień noworocznych. Ha! Nieźle, co?

Na tamten moment, jeszcze o tym nie wiedziałam .Wracałam jednak do domu z jakąś nową energią do działania, ciekawymi pomysłami i kolejnymi Marzeniami.
A dziś naszło mnie takie pytanie:

„To jak to właściwie jest:
marzenia się spełniają, czy … Marzenia się Spełnia?”

Ciekawa jestem Waszych opinii ...

niedziela, 24 marca 2019

do pewnych rzeczy ...

Powiadają ludzie, że …
„do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć”. Banał, prawda?!
Też tak myślałam do niedawna. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo Czas lubi niekiedy płatać mi figle i niespodziewanie przyspiesza. Zanim się obejrzę, na ścianie wieszam kolejny kalendarz. Miewacie podobne odczucia?

Wróćmy jednak do myśli przewodniej …
- Owszem, jest takowa – wcześniej jednak jeszcze tylko mała dygresja:

Od czego się właściwie zaczęło? A otóż i moja 'historia':
Kilka lat temu, chyba już ze trzy, może cztery, postanowiłam odświeżyć swoją znajomość z czymś wtedy dla mnie trochę zapomnianym, czyli networkingiem. Traf chciał, że byłam tą Szczęściarą, która pewne przygotowanie otrzymała dużo wcześniej - i to od Niesamowicie Ekspresyjnego Mówcy i swoistego Orędownika tego ‘nurtu’, czyli Grzegorza Turniaka.
– Zawsze będziesz dla mnie Autorytetem w tym obszarze, Grzesiu J
Wiele mnie nauczyłeś i wciąż stosuję niektóre Twoje rady - choćby to słynne opisywanie otrzymanych wizytówek.

To doświadczenie jednak było pewną miarą, według której oceniałam spotkania networkingowe organizowane przez innych. Oj, nie wszystkie mi się podobały. Ale powiem Wam jedno:
na każdym poznałam przynajmniej jedną osobę, z którą wciąż pozostaję w kontakcie.
Taką właśnie Osobą jest Prawdziwie Energetyczna Kobieta, która - w pełni zasłużenie zresztą - odebrała niedawno z rąk Szacownej Kapituły tytuł Kobiety Charyzmatycznej. Więcej tutaj

Wiedziałam, że Marta organizuje własne spotkania networkingowe, tylko w zupełnie innej – oryginalnej konwencji: spotkań, na których w przyjaznej atmosferze mają okazję spotkać się oraz lepiej poznać Ludzie działający w Kulturze i Biznesie. Niby odrębne Światy, ale z pewnością połączenie sił może dać niezłe efekty.
Sama mogłabym przytoczyć kilka przykładów takiej udanej współpracy.
Długo jednak zwlekałam, aby się pojawić na jakimś – podobnie, jak w przypadku Emi wciąż zadawałam sobie to samo pytanie:
„I co ja tam powiem?
Że czasem nawiedza mnie ochota, aby zrealizować jakieś odjechane marzenie?”
– Jak widzisz moja Droga nie brzmi to lepiej niż Twój tekst o robieniu swetrów na drutach ["joke"].

Przyszedł jednak moment, że postanowiłam wreszcie „pójść za ciosem” i wykorzystać ciąg pewnych zdarzeń. Kto był we wrześniu ubiegłego roku w La Boheme?

Po tym spotkaniu „złapałam bakcyla” i postanowiłam pojawiać już na każdym kolejnym.
Ta chwila nadeszła niedawno – data 21 marca 2019 nie tylko ze względu na początek kalendarzowej wiosny zapadnie mi w pamięć.




Myślę, że wszyscy którzy dotarli do Artystycznej Oazy, czyli do Blusów, a może i Oni sami byli zaskoczeni frekwencją. Było tłoczno, gwarno, śmiesznie, przyjacielsko, muzycznie, lirycznie i …
oj, dużo by opowiadać. Może następnym razem Sami się o tym przekonacie – data już została ustalona, więc zapiszcie w kalendarzach – tudzież takich spersonalizowanych planerach, które przykładowo pokazywało młode Rodzeństwo - czyli Martyna i Antoni:
13 czerwca 2019 w La Boheme.

Ogromnie ucieszył mnie widok moich Przyjaciół, z którymi od kilku miesięcy nie miałam możliwości wypić nawet tej przysłowiowej filiżanki kawy.
I wreszcie była okazja, aby poruszyć całkiem nowe sprawy oraz przegadać świeże pomysły.

OLGO – niewykluczone, że wkrótce zwrócę się do Ciebie z tematem dotyczącym nie tylko jednej książki. Rozważam aktualnie możliwości – głównie ‘czasowe’, bo doba jakoś nie ma zamiaru choćby trochę się wydłużyć … dobrze, że słońca więcej.

MONIKO - Twój widok sprawił, że znowu odżyło we mnie stare pragnienie. Może wkrótce uda mi się wreszcie je urzeczywistnić – a może ... dojrzałam do kolejnych wyzwań.
A z Twoim wsparciem powinno się udać.

ŁUKASZU – Tobie z kolei dziękuję za niemal niewyczerpane pokłady Sympatii, jakie mi okazujesz za każdym razem, gdy się widzimy. A także za trzymane kciuki, aby doszło do realizacji moich czasem lekko zwariowanych projektów. Dobrze jest mieć po swojej stronie Kogoś Takiego.

MAŁGOSIU jakże wspaniale było znowu Cię zobaczyć i usłyszeć Twoje cudne wiersze. Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć na Twoją najbliższą wystawę fotografii. Ciekawi mnie Wasz Duet z Pawłem.

KASIU - totalnie nie spodziewałam się, że po tylu latach uda się Nam wreszcie zobaczyć. Wciąż niesamowite rzeczy robisz J

Fajnie było spotkać też Tych, którzy byli na wrześniowym spotkaniu: Karolinę – utalentowaną córkę Gospodyni wydarzenia , Monikę – Specjalistkę od masażu oraz wspomnianą Emi.

Cieszę się również, że miałam okazję poznać kilka nowych Osób – niewykluczone, że te znajomości przyniosą ciekawe efekty.
Chciałabym w pierwszej kolejności wspomnieć o Marcinie - cóż za zaskakująca J zbieżność imion i pasji. Liczę, że jeszcze inna, niż ta fotograficzna da o sobie znać i Marcin wraz z Martą dołączą do mojego nowego muzyczno-literackiego projektu. Ładnie wyglądają na scenie, czyż nie?




Jak dobrze, że w ostatniej chwili przeszkodziłam w pogawędce Jarkowi i Wadimowi i wzięłam wizytówkę od Tego ostatniego. Pozytywnie nastawiła mnie Jego otwartość i taka trochę bezinteresowna chęć pomocy. Mam nadzieję, że to wsparcie i dla Wadima okaże się korzystne.

W niezwykle radosny nastrój wprawiła mnie Margita – rajciu! Ileż Energii może drzemać w Kobiecie. I wreszcie miałam okazję zobaczyć Kogoś, kto potrafi gadać niemal tyle, co ja.
A może to skutek nurkowania ?? – trzeba jakoś potem odreagować godziny milczenia ["żarcik"]

A jak już mowa o ‘żarcikach’ … w wesoły nastrój wprawił większość zebranych młody człowiek o imieniu Łukasz, który bez skrępowania stwierdził, że warto być Jego znajomym na fejsie. Ale do końca nie wiem dlaczego - nie pytajcie zatem …

Zgromadzone Towarzystwo rozczuliło się na parę chwil wystąpieniem pani Lidii – robione przez Nią króliczki, bądź też szydełkowe ubranka do sesji fotograficznych maluszków to … no, coś wspaniałego. Przyjrzałam się zdjęciom, które krążyły z rąk do rąk – wzbudziły niemało emocji.
Od razu widać, że pani Lidia kocha to, co robi.

Nie wspomniałam o wszystkich osobach, które zagościły u Barwnych Blusów.



Niektórzy – choć mieli szansę – nie przypomnieli się na zarządzanej m.in. przez Martę stronie albo zwyczajnie umknął mi obraz Ich wystąpienia.

Może następnym razem się spotkamy – w końcu dojrzałam do tego, aby świadomie powtórzyć: muszę ZOBACZYĆ, jakie niespodzianki przygotuje kolejna w moim otoczeniu Kobieta Charyzmatyczna na czerwcowe spotkanie J

A na koniec jeszcze kilka zdjęć ze spotkania, autorstwa Blusa - dziękuję mój Drogi.






... nie ma to jak 'obycie na scenie' [ ha, ha, ha]
Cóż, do tego też - jak widać - trzeba dojrzeć ...

AKTUALIZACJA wpisu - 30 marca 2019

Drodzy, DZIĘKI Marcinowi - który na co dzień wcale nie jest Fotografem - tylko Sympatycznym BIZNES-menem  J mamy nowe zdjęcia. Ekstra! Prawda?

I teraz UWAGA:
jeśli rozpoznajecie się na zdjęciach i macie taką chęć - napiszcie w komentarzach kontakty do Siebie (adresy stron, kontakty na fejsie - decyzja należy do Was)



















środa, 13 marca 2019

Ekspresja jest Kobietą

Możecie zarzucić mi „babską emocjonalność” – jeśli taki termin w ogóle istnieje … Nie obrażę się. Kierowanie się uczuciami jest wszak domeną pań, czyż nie?

A te podpowiadały, aby koniecznie znaleźć się w sobotni (09.03.2019) wieczór na Żoliborzu i znowu choć na parę godzin zniknąć dla zwykłego świata. Tak się bowiem czuję za każdym razem, gdy mam okazję przekroczyć drzwi galerii La Boheme.




I powiem Wam, że warto było posłuchać szeptu serca i przyjechać na koncert znanej mi do tej pory tylko z widzenia Ani Burger. Zachwycił mnie głos Artystki – jego niezwykle przyjemna dla ucha barwa momentami wręcz hipnotyzowała swoim ciepłem. Czułam się tak, jakby moją duszę otulał aksamit, przynosząc wytchnienie, ukojenie i odprężenie. Urzekło mnie to niesamowite połączenie delikatności oraz siły i to w idealnych proporcjach. Oczarowały także teksty śpiewanych piosenek – w dużej mierze stworzonych przez samą Wokalistkę, podobnie jak muzyka. A pewnie część Czytelników wie już, że akurat na słowa jestem wyjątkowo wrażliwa.

Przyznam, że nie znałam do tej pory twórczości Ani. Co prawda prawie pół roku temu miałam okazję usłyszeć może dwie śpiewane przez Nią piosenki, ale … to w zasadzie było bardzo improwizowane śpiewanie przy zupełnie innej okazji. I oczywiście nie wiedziałam wtedy, że zarówno właśnie teksty, jak i muzyka jest Jej autorstwa.  Pamiętam, że zwróciła moją uwagę miłym głosem, ale nie sądziłam, że drzemie w Niej taki talent. A ten objawił mi się w pełnej krasie właśnie w minioną sobotę.


Szczerze podziwiam Ludzi, którzy jak właśnie Ania oraz Zosia Pągowska, Krzysiek Tkaczyk czy Joasia Mioduchowska potrafią przekazać prostymi słowami tyle emocji i tak obrazowo przedstawiać świat. Lubię, gdy piosenki mają postać wciągającej słuchacza opowieści, bez jednak wydumanych czy też górnolotnych wyrażeń. A takie są te, które pisze i śpiewa Ania. Czasem można w nich odnaleźć swoje własne odczucia lub też ujrzane kiedyś obrazy otaczającej rzeczywistości. Niekiedy z kolei zaskakują sposobem widzenia. Zdarza się też, że Artystka korzysta z utworów znanych poetów, np. Konstantego Gałczyńskiego, do których sama komponuje muzykę. Ten fragment zapadł mi w pamięć szczególnie:

„(…) i jest specjalny wachlarz
do rozpędzania chmur
żeby księżyc nie był …
nieogolony taki (…)”

Tych ‘zaskoczeń’, a właściwie może miłych niespodzianek było w trakcie koncertu znacznie więcej. Jedną z nich było wykonanie piosenki pt. „Czereśnie”, autorstwa wspomnianej przeze mnie Zosi. Wspaniale zabrzmiały w aranżacji muzycznej Ani. Mam nadzieję, że będę miała jeszcze kiedyś okazję je usłyszeć.


Podobnie jak zabawne covery o tematyce kulinarnej, które Artystka zaprezentowała publiczności, przy akompaniamencie altówki kolejnej niezwykle utalentowanej muzycznie Kobiety, czyli Dorotki, zwanej przez przyjaciół „Sówką”. Podobno było to premierowe wykonanie i to w sumie bez wcześniejszych prób. Moim zdaniem naprawdę mistrzowskie. Nigdy bym nie przypuszczała, że Dziewczyny specjalnie się do tego wspólnego występu nie przygotowywały i także dla Nich było to pewne przeżycie.





W każdym bądź razie zaprezentowane piosenki okazały się ‘strzałem w dziesiątkę’. Myślę, że życzenie publiczności, aby wśród bisów znalazły się też te utwory, świadczy o tym dobitnie.
Ja nieźle się uśmiałam podczas słuchania ich i niewykluczone, że czasem zanucę sobie piosenkę Maanamu bądź też Europe, ale już z zupełnie innymi słowami …
Tak, dużym atutem Ani jest też ogromne poczucie humoru i dystans do siebie. W trakcie swojego występu była niezwykle naturalna, czym na pewno ujęła nie tylko mnie.

Ostatnią niespodzianką wieczoru był wspólny występ Ani z Jej mamą. Cóż mogę rzec: cudny duet!


Tak, z pewnością przybyli na Żoliborz goście mieli okazję tego wieczoru podziwiać twórczość kilku niesamowicie uzdolnionych Kobiet.

To był wspaniały czas w niemal rodzinnej atmosferze. W sumie jednak, jakże mogłoby być inaczej, jeśli wydarzenie odbywało się w La Boheme. Tu przecież zawsze można spotkać ludzi o pozytywnym nastawieniu do życia, życzliwych i otwartych.

A ja mam nadzieję, że Ania posłucha sugestii przyjaciół oraz znajomych i pomyśli o swojej własnej płycie. Liczę także, że wystąpi jeszcze u Blusów. Koniecznie muszę ZOBACZYĆ Ją raz jeszcze na scenie.

Na koniec dodam jeszcze, że po raz kolejny dziękuję Jarkowi, że wsparł mnie w kwestii zdjęć - będą cudną pamiątką.

piątek, 8 marca 2019

idzie jak ...

Czasem mam wrażenie, że moje życie gwałtownie przyspiesza. Jeden dzień goni drugi i nagle okazuje się, że kalendarz pokazuje już zupełnie inny miesiąc.

Gdy po styczniowym występie mojego ulubionego gitarowego trio – czyli Honky Tonk Men, Michał wspomniał o dacie następnego, wydawała mi się ona wtedy dość odległa. Niespodziewanie jednak te trzydzieści kilka dni minęło niemal błyskawicznie. I tak oto w dniu 22.02.2019 znalazłam się ponownie w Centrum Kultury Łowicka.


Przyznam, że liczba przybyłych na koncert osób bardzo mnie zaskoczyła. Tym razem organizatorzy musieli w sali dostawiać kolejne krzesła, aby każdy mógł zająć wygodne miejsce i delektować się dochodzącymi ze sceny dźwiękami. A wierzcie mi, że znowu było czego posłuchać. Były utwory z dotychczasowego repertuaru i te zupełnie nowe. Widać, że Panowie nie próżnowali przez ten miesiąc, chcąc po raz kolejny zaskoczyć swoją publiczność.
Mnie z pewnością sprawili kilka miłych niespodzianek.

Gdy wspominam tamten piątkowy wieczór, myślę sobie, że tego dnia Artyści mieli naprawdę niezłe „flow”. Michał jak zawsze tryskał energią i dobrym nastrojem, przekomarzając się zarówno z kolegami, jak i widownią. Marcin był zdecydowanie mniej milczący, objawiając duże pokłady poczucia humoru. Natomiast Adam nie tylko wyczyniał niestworzone rzeczy ze swoją gitarą, ale także i głosem. Cieszę się, że po ostatnim koncercie nabrał wiary w swoje wokalne możliwości i zaczął śpiewać z Michałem więcej utworów. Obserwując, jakiego tempa nabrały te Jego występy nasuwa mi się jedno skojarzenie – chyba nawet całkiem adekwatne:
„idzie jak … Burza” J



Mam nadzieję, że podobna energia będzie w sobotę w La Boheme podczas występu Kobiety, której parę piosenek usłyszałam w listopadzie ubiegłego roku w trakcie zaimprowizowanego "przyjacielskiego muzykowania". Spodobał mi się wtedy Jej głos i autorskie teksty. Nie byłabym sobą, gdybym nie pomyślała, że muszę ZOBACZYĆ Anię raz jeszcze na scenie z gitarą.

Dla zainteresowanych podaję LINK

wtorek, 5 marca 2019

cITy of MUSIC

Mówi się czasem, że: „miasto nigdy nie śpi”. Moje rodzinne na bank ma problemy z zaśnięciem.
Tą specyficzną bezsenność powoduje nie tylko mnogość dźwięków tak charakterystycznych dla dużej aglomeracji, ale także całkiem spora liczba wydarzeń organizowanych tutaj niemal codziennie.

Ostatnio przekonałam się przecież, że nawet w pierwszym dniu tygodnia mogą dziać się ciekawe rzeczy.  A moja obecność na paru poniedziałkowych jazzowych jam’ach w odkrytym niedawno lokalu Worek Kości zdecydowanie zaostrzyła mój apetyt na dźwięki różnorodnych instrumentów. Szczególnie takich, które jednak słyszę rzadziej, czyli perkusji, pianina, saksofonu, czy trąbki.
Gdy zatem pojawiło się nieoczekiwane zaproszenie na zupełnie inne jam session i to w miejscu, którego wcześniej nie znałam


trudno mi było usiedzieć w domu w tą ostatnią środę lutego. Elektryzująco też podziałała na mnie informacja, że mają tam zagrać ludzie, którzy na co dzień są związani zawodowo bardziej ze światem cyberprzestrzeni, niż tym artystycznym.
Przyznacie, że event zapowiadał się naprawdę ciekawie.

Lokal zaskoczył mnie swoim wystrojem – pierwsze skojarzenie to … minimalizm. Całkiem spora przestrzeń wypełniona jest tu głównie dość prostymi stolikami, z ustawionymi przy nich krzesłami lub też niekiedy fotelami. Na niektórych ścianach można dostrzec nie przyciągające specjalnie wzroku anty-ramy, w których wciąż prężą się dumnie plakaty, reklamujące wydarzenia sprzed kilku miesięcy.  Powiedziałabym – tak lekko podsumowując moje wrażenia dotyczące wnętrza – że niekoniecznie było na czym oko zawiesić. Może poza jednym wyjątkiem.





Trochę ciekawiej było w drugiej części Klubu, usytuowanej niejako w piwnicy, do której powiodły mnie lekko kręcone schodki. Zza drzwi znajdujących się na wprost ostatniego stopnia wyłoniła się wyodrębniona salka ze sceną oraz wnęką. W tym samym też momencie otoczyły mnie ciepłe kolory i ujrzałam ...



Natychmiast zrobiło mi się jakoś tak przyjemniej i z większą ochotą zaczęłam rozglądać się wokoło, próbując dostrzec Tych, którzy mieli wystąpić. Wkrótce pojawili się na scenie, zajmując powoli swoje miejsca przy czekających już instrumentach.



W pomieszczeniu zaczęło się nagle wyczuwać lekkie drgania powietrza, zapewne spowodowane z trudem już skrywanym uczuciem podekscytowania. Zarówno samych Artystów, jak i Publiczności, która całkiem licznie przybyła, aby podziwiać muzyczne talenty swoich znajomych lub też do nich dołączać na scenie z własnymi instrumentami.
Niedługo później zabrzmiało charakterystyczne „stuk-stuk” pałeczek perkusisty, których dźwięk jakby zawisł w eterze na moment, jak kursor na monitorze, dając tym samym impuls do rozpoczęcia jam’u. I już po chwili na scenie tańczyły improwizowanym krokiem mocne brzmienia gitar, klawiszy, trąbki i perkusji, którym towarzystwa dotrzymywały głosy wokalistów. Jam trwał kilka godzin, w trakcie których inicjatorzy wydarzenia zamieniali się co jakiś czas miejscami ze swoimi grającymi znajomymi.






Było zatem i bardzo energetycznie i różnorodnie, a nawet zaskakująco. I nie myślę tu tylko o kwestii dotyczącej improwizowania osób grających, czy też skali głosu tych śpiewających.
Niespodzianką chyba dla wszystkich okazało się pod koniec wydarzenia, pojawienie się w klubie przypadkowej grupki osób, wśród których znalazła się młoda dziewczyna przekonana o swoim talencie wokalnym.


W sumie to jej głos brzmiał nawet chwilami całkiem sympatycznie. Szkoda tylko, że rozmijała się repertuarem z muzykami na scenie. To sprawiło, że przyjemność ze słuchania tych kilku ostatnich utworów była dla mnie nieco mniejsza. Ale taki przecież bywa jam - trochę nieprzewidywalny.

Generalnie bardzo mi się podobało i jeśli pogłoski o tym, że kolejny występ członków tego amatorskiego bandu i może też ich znajomych na ul. Chłodnej 25 może odbyć już pod koniec marca okażą się prawdą, to …
oczywiście muszę ZOBACZYĆ, jak będzie wyglądał.